niedziela, 31 lipca 2016

Nowości płytowe 29.07.2016. Smolik/Natalia Grosiak/Miuosh i ich Historie oraz kolejne reedycje serii Polish Jazz

   Jakiś czas temu dopadła mnie niestety niemoc, w kwestii pisania... Chodzę, krążę, myślę ale kiedy chce coś napisać pustka. Pewnie każdy ma tak czasami. U mnie jest to o tyle dziwne, że nie mogę pisać ale z kolei wzięło mnie na rysowanie. Czasami zdarza mi się coś narysować, tym razem rysunki miały być prezentem więc wykrzesałam z siebie resztki kreatywności i zrobiłam co miałam. Efekt na dole posta. Dawno nie pisałam, a w międzyczasie byłam na festiwalu S16 w Tarnobrzegu. To już niemal tradycja, że każdy festiwal muzyczny odchorowuję...Historia lubi się powtarzać i tak po powrocie z S16 Festiwal rozłożyło mnie przeziębienie. Chyba jeszcze nigdy nie byłam chora latem, no cóż bieganie na bosaka się kłania. Mama od razu, kiedy usłyszała w telefonie mój zachrypnięty głos powiedziała " A mówiłam Ci...", tak to powiedzenie w jej ustach, to już też swego rodzaju tradycja ;-) Ja tak czy siak przeziębieniu nie dam się wystraszyć, pokonam je na swój sposób czyli witaminkami, jazdą na rowerze i pozytywnym myśleniem. Podobnież wakacje to sezon ogórkowy ale w muzyce nie ma urlopów, są nowe płyty, zawsze więc znajdzie się coś do można Wam polecić. Dzisiejszy post pod względem muzycznym jest nieco patriotyczny i jak zawsze jazzowy, choć w reedycjach serii Polish Jazz też można doszukiwać się patriotyzmu. Więcej nowości piątkowych oczywiście tutaj. Do naszego następnego spotkania !
Smolik/Grosiak/Miuosh- Historie
Smolik/Grosiak/Miuosh- Historie
   W 72-drugą rocznicę wybuchu Powstania Warszawskiego, powstała niezwykła płyta, będąca albumem koncepcyjnym."Historie" powstały na zamówienie Muzeum Powstania Warszawskiego. Realizacji podjął się kompozytor, producent muzyczny, multiinstrumentalista- Andrzej Smolik, który z kolei do współpracy przy tworzeniu albumu zaprosił wokalistkę zespołu Mikromusic- Natalię Grosiak oraz Katowickiego rapera- Miłosza Pawła Boryckiego (Miuosha). Smolik skomponował muzykę, zaś teksty napisała Natalia Grosiak oraz Miuosh. Inspiracją przy tworzeniu albumu stały się historie 4 powstańców: Aliny Augustowskiej-Mrozowskiej, Ireny Łoś, Danuty Szlajmer oraz Henryka Kaweckiego. Historie niezwykłe, o tym jak życie toczyło się po Powstaniu, o codzienności, radościach, smutkach, o wzlotach i upadkach, o utracie bliskich. Ze względu na brzmienie całości i zaproszonych muzyków, płyta celuje swoją treścią w słuchacza młodego, w ludzi, którzy o Powstańczym piekle dowiadują się z telewizji, z książek historycznych. Nowoczesne brzmienie Smolika, połączone z delikatnym, muskającym ucho głosem Natalii Grosiak oraz szorstkim rapem od Miuosha to klucz, do pokazania Powstania Warszawskiego młodym odbiorcom. Historie Powstańców przedstawione są po kolei, każda na trzy sposoby: interpretacja Natalii Grosiak, Miuosha oraz wersja z oryginalnym nagraniem fragmentu rozmowy z Powstańcem. Bardzo osobiste retrospekcje, wzruszające i emocjonalne. Uczestnicy Powstania to bohaterzy, wydawać by się mogło, że to co najgorsze czyli wojnę mają za sobą, jednak to co po, okazuje się równie trudne. Życie po Powstaniu opowiedziane przez jego uczestników, a także opowiedziane muzyką. Zachęcam do przesłuchania, zakupienia. Odsłuchać można choćby np na Spotify. Nie przechodźmy obojętnie, pamiętajmy o bohaterach Powstania Warszawskiego.

Tak o Powstaniu Warszawskim mówi jedna z jego uczestniczek, cytat pochodzi z płyty Historie:
"To tak...To chyba tak, chyba tak.To takie przeżycia niezapomniane po prostu. Niezapomniane. I bolesne i radosne jednocześnie. Niezapomniane...".

Seria Polish Jazz - Polish Jazz Quartet, Janusz Muniak Quartet, The Andrzej Trzaskowski Quintet, 
Stanisław Sojka, Michał Urbaniak Group oraz New Orleans Stompers
Kolejne reedycje z serii Polish Jazz!
   Dziś premierę ma sześć kolejnych reedycji płyt z serii Polish Jazz. Warner Music Poland, który kupił wytwórnię "Muza" Polskie Nagrania postanowił wskrzesić serię Polish Jazz, której płyty stanowią podstawę historii muzyki jazzowej w naszym kraju. Przy okazji premiery pierwszych reedycji, wspominałam Wam już o Polish Jazzie tutaj. Co trzy miesiące na półki sklepowe będzie trafiać sześć płyt, dostępne będą w wersji CD oraz winylowej. Nagrania zostały zremasterowane, zaś wydania wzbogacone o książeczki opisujące płyty, historie ludzi, którzy za nimi stoją oraz mnóstwo fotografii. Dzisiaj premierę mają reedycje:
- Polish Jazz Quartet- Polish Jazz vol. 3. Płyta pierwotnie została wydana w 1965 roku. Polish Jazz Quartet tworzyli tacy giganci jak Jan Ptaszyn Wróblewski, Wojciech Karolak, Andrzej Dąbrowski oraz Juliusz Sendecki. Płyta była zapowiedzią nadejścia ery jazzu nowoczesnego.
-Janusz Muniak Quintet- Polish Jazz vol. 54. Album Question Mark to pierwsza autorska płyta zmarłego w styczniu tego roku saksofonisty Janusza Muniaka. Pierwotnie płyta została wydana w roku 1978. Oprócz Janusza Muniaka na saksofonie, na płycie usłyszymy gitarzystę Marka Blizińskiego, pianistę Pawła Perlińskiego oraz perkusistę Jerzego Bezucha. Świetna płyta, jedna z najlepszych w dyskografii Muniaka, pełno rasowego, energicznego grania, przepełniona genialnymi improwizacjami muzyków.
- Andrzej Trzaskowsi Quintet- Polish Jazz vol. 4. Płyta została nagrana w 1965 roku. W kwintecie zagrał na fortepianie, jako lider- Andrzej Trzaskowski oraz Tomasz Stańko na trąbce, Janusz Muniak na saksofonie, na kontrabasie Jacek Ostaszewski, Adam Jędrzejowski na perkusji. Jest to jedna z najważniejszych płyt jazzowych w całej historii gatunku w Polsce, stawiana na równi z takim arcydziełem jak "Astigmatic" Komedy.
-Stanisław Sojka- Blublubla- Polish Jazz vol. 63. Wydana w 1981 roku, druga płyta w dorobku początkującego wtedy Stanisława Sojki. Wokaliście towarzyszyli znakomici muzycy: Wojciech Karolak (fortepian), Zbigniew Wegehaupt (kontrabas) oraz Czesław Bartkowski (perkusja). Płyta odniosła spektakularny sukces, została nawet jazzową płytą roku 1981. Przyniosła również Sojce sukces zarówno w kraju jak i zagranicą. 
- Michał Urbaniak Group-Live Recording- Polish Jazz vol. 24. Płyta zawiera zapis koncertu live, jaki odbył się w 1971 roku w Filharmonii Narodowej. Debiut płytowy młodego Michała Urbaniaka, który zadebiutował również w roli lidera. W tym koncercie wyraźnie słychać już kierunek, jaki obrał Urbaniak, a mianowicie styl fusion. Oprócz Michała Urbaniaka (skrzypce, saksofony), wystąpił również genialny Adama Makowicz (fortepian), Paweł Jarzębski (gitara basowa) oraz Czesław "Mały"Bartkowski (perkusja).
-Warsaw Stompers- New Orleans Stompers- Polish Jazz vol. 1. Pierwsza część serii, a na niej nagrania jednego z najlepszych w historii polskiego jazzu big-bandu. Płyta pierwotnie została wydana w 1965 roku, stanowi kompilację utworów Stompersów, które przed 1965 rokiem były wydawane w postaci singli. 

A na dole wspomniane rysunki. Dedykowane dwóm sympatycznym dziewczynom, które niedawno wyszły za mąż. Kiedy mam zły humor i nawet muzyka nie pomaga, czasami chwytam za kredki.









piątek, 15 lipca 2016

Nowości płytowe 15.07.2016. Miłość i nienawiść czyli soul Michaela Kiwanuki, nowa gwiazda wytwórni Blue Note Kandace Springs oraz seria Empik Jazz Club na czarnej płycie.

   Witajcie Kochani ! Opowiem Wam pewną zabawną historyjkę z wczoraj :) Otóż jak wiadomo wczorajszy poranek nie należał do najpiękniejszych. Kiedy otworzyłam rano oczy, pierwsze co usłyszałam to szumiący na zewnątrz deszcz. Poczułam się zawiedziona... ale jak to, dziś nie pojadę rowerem?! No niestety, jakby to powiedziała moja mama "chyba na głowę bym upadła", gdybym w taką pogodę wybrała się do pracy rowerem. Tak więc postanowiłam nie upaść całkiem na głowę i udałam się posłusznie na tramwaj. Jako, że na co dzień nie poruszam się po Wrocławiu komunikacją miejską, okazało się, że z powodu remontu obok Dworca PKP uruchomili jakiś tramwaj zastępczy, zobaczyłam, że jedzie w kierunku Placu Grunwaldzkiego, więc wsiadłam.I to był błąd ;) jechałam ponad 40 minut, przy czym tramwaj ten ma naprawdę imponującą trasę (mowa o tramwaju 79), objechałam o poranku chyba połowę Wrocławia. Kiedy w końcu dojechałam do celu, wstąpiłam do sklepu o urokliwej nazwie "żabka" w celu zakupienia sobie śniadania. Wchodzę, udaję się w kierunku stoiska z pieczywem i widzę przycupniętą panią ekspedientkę wykładającą świeże bułki. Pani widząc mnie, zerwała się i mówi tak (dodam, że mnie nie znała): "A Pani nie na Woodstocku???!!!", na co ja stanęłam jak wryta i patrzę na nią, Pani kontynuowała "bo przecież cała młodzież wyjechała na Woodstock" powiedziała z żalem. Kiedy się ocknęłam ( uśmiechnęłam się pod nosem słysząc, że ze mnie taka młodzież, dredy jak zwykle robią swoje :), odpowiedziałam jej " Wie Pani, niektóra młodzież niestety musi akurat teraz pracować", na co Pani " Taka szkoda, mój syn pojechał na Woodstock...." i usłyszałam krótką aczkolwiek szczegółową historię wyprawy syna do Kostrzyna. Nawet się zrymowało... Nie chciałam jej przerywać, byłam już spóźniona do pracy no ale cóż, pani zdecydowanie poprawiła mi za to humor. Konkluzja jest taka, nie nie pojechałam na Woodstock, troszeczkę kłuje mnie z tego powodu gdzieś w serduchu no ale może za rok...Natomiast bardzo serdecznie pozdrawiam Panią z Żabki oraz jej syna- obyś nie utonął w tym Woodstockowym błotku ;) A teraz na poprawę aury, tadaamm, dzisiejsze nowości płytowe :) Dziś pod znakiem soulu i jazzu- czyli innymi słowy najlepiej !:) Więcej nowości znajdziecie jak zawsze tutaj. 
Michael Kiwanuka - Love & Hate
Michael Kiwanuka - Love&Hate
   Jakiż to paradoks czasów w których żyjemy, w innowacyjnym, zcyfryzowanym XXI wieku, najpierw zachłysnęliśmy się wszyscy "technologią", innowacjami i udogodnieniami, by teraz coraz częściej wracać do sprawdzonych rozwiązań z przeszłości. Tak jest w modzie, sztuce, tak też dzieje się w muzyce. Najwidoczniej zmęczyły nas światełka, komputerowo modułowany głos i milion różnorakich efektów. Nie mówię, że to jest złe, każdy może słuchać tego co chce, a każdy muzyk niechaj tworzy co chce. Czasem jednak powrót do stricte instrumentalnego brzmienia, połączonego z wokalem (który czasem może nie być nawet idealny ale za to prawdziwy) wszystkim wychodzi na dobre. Taka jet właśnie twórczość młodego gitarzysty i wokalisty Michaela Kiwanuki. Urodził się w roku 1988, w miejscowości Newton Abbot w Wielkiej Brytanii. Jego rodzice to imigranci z Ugandy, zamieszkali w Londynie. Grał na gitarze i śpiewał będąc jeszcze w szkole, później pracował jako muzyk sesyjny. W 2011 roku brytyjscy dziennikarze uznali Michaela Kiwanukę za najbardziej obiecującego debiutanta. Rok później wydał swoją pierwszą studyjną płytę "Home Again", z której pochodzi rewelacyjny singiel o tym samym tytule. Po czterech latach powraca z drugim wydawnictwem studyjnym. Ciężko było doczekać dnia premiery, zwłaszcza, że od kilku miesięcy Michael raczył nas kolejnymi rewelacyjnymi singlami z nadchodzącego Love&Hate, m.in Black Man In A White World czy tytułowy Love&Hate. Gatunkiem wiodącym Michaela Kiwanuki stał się soul z elementami folku, często głos schodzi na drugi plan,a prym wiedzie brzmienie typowo akustyczne. Jego muzyka brzmi jak ta ze złotej epoki soulu, niczym Otis Redding, Marvin Gaye czy Al Green- artyści związani z soulową wytwórnią Motown. Ciepło głosu Kiwanuki przynosi spokój, koi nerwy, by za chwilę przeszyć nasze serce wachlarzem emocji. Kolejna, bardzo emocjonalna płyta w dorobku artysty, przenosi nas gdzieś w czarno-białe lata 60-te, 70-te, kiedy czarnoskórzy Amerykanie walczyli o swoje prawa obywatelskie. Co prawda obecnie nie ma już problemu niewolnictwa ani alienacji ludności czarnej, mamy natomiast choćby kryzys imigracyjny. I chociaż Michael urodził się już w Wielkiej Brytanii, to jego rodzice musieli uciekać z rodzinnej Ugandy przed reżimem politycznym- dom jest więc gdzieś daleko- co manifestuje np. w piosence "Black Man In A White World". Emocjonalne, powalające szczerością teksty utworów, na tej płycie melancholia miesza się z radosną euforią. W głosie wokalisty czuć jakąś nostalgię, tęsknotę za czymś co było, być może za tym co będzie. Ta płyta jest jak podróż, która ma słodko- gorzki posmak, teksty naprzemiennie napawają nadzieją i osaczają smutkiem. Michael Kiwanuka to artysta, o naprawdę niezwykłej wrażliwości muzycznej, jego muzyka jest nadzwyczaj dojrzała, szczera. Oprócz wokalisty, zwraca uwagę przepiękne, bogate instrumentarium. Oprócz gitary Kiwanuki usłyszmy lirycznie brzmiący fortepian, perkusję, instrumenty smyczkowe, w niektórych utworach wokalistę wspomagają chórki, dzięki czemu ta muzyka nie brzmi, a płynie, wibruje, unosi się. Instrumenty tworzą piękne tło dla głosu Michaela. To naprawdę piękna i wyjątkowa płyta, a młodziutki Kiwanuka swoją muzyką zabiera nas w zupełnie inne rejony naszej wyobraźni. Od kilku dni jest to mój absolutny numer jeden, słucham bez przerwy :)
Kandace Springs - Soul Eyes

Kandace Springs - Soul Eyes
   Wokalistyka jazzowa wzbogaciła się od dziś o prawdziwą perłę ! Zaledwie 27 letnia, pochodząca z Nashville- Kandace Springs, wokalistka, pianistka, autorka tekstów. Dziś premierę ma jej debiutancka płyta, którą wydała prestiżowa wytwórnia Blue Note. Dwa lata temu Kandace wydała co prawda płytę ale była to zaledwie Ep-ka, zatytułowana po prostu "EP". Stylistycznie materiał z tej króciutkiej płyty bliższy był jednak R'n'B, zaś Soul Eyes- jej pierwsza płyta długogrająca osadzona jest bardziej w jazzie, momentami zahaczając o pop. Młoda, ambitna i piekielnie zdolna, inspirują ją takie artystki jak Ella Fitzgerald, Nina Simone, Billie Holiday czy Norah Jones. Co ważne Kandace nie stara się nikogo naśladować, stworzyła swój jedyny, niepowtarzalny styl, uwodzi słuchacza swoim ciemnym, nieco jakby "przydymionym" ale kojącym głosem. Jak można najkrócej określić Soul Eyes: Oszczędna- takie jest w tym przypadku słowo klucz. Bo oto mamy Kandace,śpiewającą, akompaniującą sobie na pianinie, w tle delikatnie udzielają się pozostałe instrumenty. I nic więcej, bo i po co? Kandace unika przerostu formy nad treścią, zamiast tego jest naturalnie, szczerze i mocno lirycznie. Płyta zawiera kilka autorskich kompozycji wokalistki, standard jazzowy Soul Eyes skomponowany przez Mal'a Waldron'a, a także kilka utworów skomponowanych m.in przez Jessego Harrisa czy Shelby'ego Lynne'a. W tym miejscu trzeba powiedzieć o gościach, którzy wystąpili na płycie, bo są to sami znakomici muzycy. Wspomniany wcześniej multiinstrumentalista Jesse Harris, perkusista Vinni Colaiuta, gitarzysta Dean Parks, trębacz Terence Blanchard, organista Pete Kuzma, basista Dan Lutz oraz perkusjonalista Pete Korpela. Wyjątkowi goście, którzy wspomagają wokalistkę- są oni jednak dodatkiem, bo ta najważniejsza jest właśnie Kandace. Ja coś czuję, że ona jeszcze namiesza. Zresztą jeśli debiutancką płytę jakiegokolwiek artysty wydaje wytwórnia Blue Note wiedzcie, że możecie ją kupić w ciemno. Za Blue Note stoi tradycja, wiedza i intuicja, wytwórnia wydaje płyty takich artystów jak Herbie Hancock, John Coltrane czy Gregory Porter, teraz do muzycznej rodziny Blue Note dołączyła Kandace Springs. Debiut, jakiego może sobie życzyć każdy artysta.
Seria Empik Jazz Club na czarnej płycie !
Empik Jazz Club- wyjątkowa kolekcja na płytach CD oraz winylowych

  Co prawda płyty te miały premierę kilka dni temu ale postanowiłam o nich napisać. Empik Jazz Club to seria wydawnicza, w ramach której prezentowane są płyty największych artystów polskiego jak i zagranicznego jazzu. W ramach serii wydano 31 podwójnych albumów CD, takich artystów jak: Louis Armstrong, Miles Davis, John Coltrane, Charlie Parker, Frank Sinatra, Ray Charles, Krzysztof Komeda i wielu wielu innych. Prawdziwe "creme de la creme" jazzowego świata. Co ciekawi i przyciąga najbardziej to dobór artystów, fani klasycznego brzmienia mogą zasłuchać się w nieśmiertelnym Milesie Davisie, Johnie Coltranie czy Billu Evansie, dla miłośników klasycznej wokalistyki jazzowej: Ella Fitzgerald, Billy Holiday czy Nina Simone. Oprócz klasyków, stanowiących filar muzyki jazzowej, w serii zaprezentowano również niezwykle zdolnych artystów współczesnych, Leszka Możdżera, Marcina Nowakowskiego czy Matta Duska. Innymi słowy, jazz dla każdego ! Od kilku dni, fani brzmienia analogowego mogą znaleźć na półkach sklepowych kilka tytułów z serii na płytach winylowych. Dotychczas na winylu wydano pięć płyt, starannie wyselekcjonowane standardy jazzowe od Franka Sinatry, Milesa Davisa, Johna Coltrana, Ray'a Charlesa oraz Elli Fitzgerald. Niedługo na winylu ukaże się również Krzysztof Komeda. Niewykluczone, że płyt będzie więcej. Dodatkowo płyty jak na winyle mają stosunkowo atrakcyjną cenę, znajdziecie je w empiku w cenie 66,99. Empik Jazz Club, czyli jazz dla każdego.


   Na koniec opowiem Wam jeszcze tylko o moim małym ubiegłoniedzielnym szaleństwie. Otóż pani w dredach lubi bujać w obłokach, zawsze ciągnęło mnie w przestworza. Tak więc spełniłam swoje marzenie i  odbyłam mały lot motolotnią :) Uczucie odrywania się od ziemi jest niesamowite, strach połączony z ciekawością podczas lotu- jeszcze bardziej. Wrocław widziany z lotu ptaka i przelot nad Odrą, to coś absolutnie pięknego ! Tak mi się to spodobało, że już planuję kolejny lot, tym razem może we wrześniu i napewno dłuższy ! Do następnego ! :) paniwdredach

sobota, 9 lipca 2016

Nowości płytowe 08.07.2016. Voo Voo i Suwałki Blues Festival 2015, Richard Bona oraz genialna wariatka Roisin Murphy.

   Dzień Dobry ! Zastanawiam się z czego konkretnie wynika mój dzisiejszy entuzjazm i wychodzi na to że nie wiem :) Bo oto jest sobota, mam wolny weekend, po całotygodniowym wstawaniu do pracy o 4 30 dziś wstałam o 5 rano, z uśmiechem na ustach:) Może to przez słońce, może podświadomie cieszę się z tego, że weekend spędzę w rodzinnym Wałbrzychu, niezmiennie też cieszę się z każdej kolejnej nowej świetnej płyty. Powodów do radości jest dużo, tak więc mój organizm z tego szczęścia w sobotę obudził mnie o 5 rano, kilka minut po wschodzie słońca. Oprócz tego, muszę się też Wam do czegoś przyznać, otóż z racji emanujących z każdego możliwego sklepu wyprzedaży i ja dałam się ponieść chwili... Zakupiłam 117 płyt i wcale nie żałuje... :) Okazja była wielka, a moja kolekcja wzbogaciła się o 100 płyt z muzyką klasyczną, dużo muzyki elektronicznej, a nawet winyle. Najbardziej jednak jestem zadowolona z płyty Chopin Lounge, z muzyką Fryderyka Chopina w wersjach nieco bardziej jazzowych, lounge, okraszonych elektroniką i owianych kubańskimi rytmami- rewelacja ! Zbieraczom płyt polecam więc wybrać się na łowy po sklepach, przy odrobinie szczęścia można za niewielkie pieniądze kupić masę świetnej muzyki. A no i jeszcze trwa Jarocin Festiwal- w tym roku również nie udało mi się zorganizować i na nim być ale może za rok? Oj chciałabym :) A tymczasem dzisiejsze nowości, blues z pod znaku Voo Voo, kubańsko- afrykańska podróż Richarda Bony i powrót wariatki- królowej elektroniki- Roisin Murphy. Więcej o wczorajszych nowościach znajdziecie tutaj. Pięknie spędźcie tydzień i odkryjcie mnóstwo muzyki :) paniwdredach
Voo Voo - Suwałki Blues Festival 2015
Voo Voo - Suwałki Blues Festival 2015
   Jestem święcie przekonana, że każdy z czytelników tego bloga czuje bluesa :) Bluesa z całą pewnością czują również Panowie z zespołu Voo Voo- dziś premierę ma CD z materiałem zarejestrowanym dokładnie rok temu- koncert rozpoczynający Suwałki Blues Festival 2015. Festiwal ten zdobył serca wielu muzyków i niezliczonych fanów bluesowych brzmień- w tym roku odbywa się już 9-ta edycja. Przez cztery lipcowe dni w ciągu roku nasze niepozorne, skromne Suwałki stają się światową stolicą bluesa. Koncerty odbywają się na scenach plenerowych, a także w klubach, uczestnicy mogą zakosztować śniadań bluesowych, wziąć udział w konferencjach, a także dać się ponieść nocnym jam sessions. Do tego wszystkiego wspaniali artyści, z Polski oraz zza granicy- w tym roku z USA, Kanady, Wielkiej Brytanii, Włoch, Francji. Suwałki Blues Festiwal 2016- 07.07.2016-10.07.2016, program festiwalu znajdziecie tutaj. Ubiegłoroczną edycję festiwalu otworzył koncert zespołu Voo Voo w składzie Wojciech Waglewski (gitara, śpiew), Mateusz Pospieszalski (saksofony, wokal), Karim Martusewicz (kontrabas) oraz Michał Bryndal (perkusja). Inicjatorem tego wydarzenia i gospodarzem koncertu był Jan Chojnacki- dziennikarz radiowej Trójki, zagorzały miłośnik bluesa, prowadzący audycję "Bielszy Odcień Bluesa". W ubiegłym roku, na Suwalskim Festiwalu jego audycja świętowała 40-lecie istnienia, koncert Voo Voo był transmitowany na żywo na antenie Trójki. Na płycie Voo Voo-Suwałki Blues Festival 2015 wybrzmiała prawie w całości, wydana pod koniec 2014 roku, świetnie przyjęta płyta Dobry Wieczór. Muzykom towarzyszył również chór Gospel Choir. Voo Voo to zespół, który stanowi ewenement na Polskiej scenie muzycznej, od kilkunastu lat konsekwentnie czarując nas swoją muzyką czerpiącą z tak rozmaitych gatunków, że nie jest możliwe zaszufladkowanie ich w jakimkolwiek gatunku. I dobrze! Czerpią inspiracje z muzyki rockowej, jazzu, nu-jazzu, folku, a także (a jakże) z bluesa oczywiście. Bo muzyka bluesowa stanowi uosobienie wolności, a tej w muzyce Voo Voo jest całe morze. Rozlewa się w każdej nucie,takcie, w każdym ich utworze- wolność płynie w oszczędnych słowach tekstów wyśpiewywanych przez Wojciecha Waglewskiego, w rozszalałym saksofonie barytonowym Mateusza Pospieszalskiego, drży z strunach kontrabasu Karima Martusewicza i wreszcie huczy przy każdym uderzeniu w talerze perkusji Michała Bryndala. Voo Voo tworzą świetne teksty utworów, proste, oszczędne, a jednocześnie piekielnie dosadne w wyrazie i łączą je z doskonałym instrumentarium i techniką gry- najlepiej posłuchać ich na żywo, ich koncerty są jak podróż w kosmos. A tutaj dostajemy w swoje ręce ich płytę koncertową, lepiej być nie mogło... Voo Voo stanowią uosobienie nieskrępowanej niczym muzyki, dlatego nie można ich łączyć z jednym gatunkiem muzycznym, ich muzyka stanowi wolność- a ta jest filarem muzyki bluesowej. Jan Chojnacki nie mógł więc lepiej wybrać ! A na dole próbka z płyty :)

Richard Bona - Heritage
Richard Bona - Heritage
   Richard Bona "omotał" mnie swoją muzyką na dobre, jakiś czas temu na koncercie we Wrocławiu i tak już mi zostało. Dzisiejsza premiera zupełnie mnie zdziwiła, pozytywnie rzecz jasna :) Aż do dziś nie spodziewałam się niczego nowego od sympatycznego Kameruńczyka, a tutaj rano niespodzianka w pracy- świeżutka płyta, można rzecz pachnąca Kubą ( i nie o zapach cygara mi chodzi). Richard Bona założył niedawno nowy zespół- Mandekan Cubano i wraz z nim nagrał płytę Heritage. Oprócz Pana Bony (gitara basowa, wokal), w składzie znaleźli się muzycy kubańscy na stałe mieszkający w Nowym Jorku- Osmany Paredes (fortepian), perkusiści Luisito oraz Quintero, Rey Alejandre (puzon), a także Dennis Hernandes (trąbka). Jego poprzednie płyty każdorazowo cechował motyw przewodni, pewien filar, na którym opierała się całość. Tak jest i tym razem- przyszedł czas na płytę łączącą kultury- afrykańską i kubańską. Richard Bona jest nieustającym poszukiwaczem, eksplorującym rozmaite muzyczne gatunki, które łączy z unikalną techniką gry na basie i swoim delikatnym dziecięco brzmiącym głosem. Nazywany jest zresztą "Afrykańskim Stingiem". Z tego wszystkiego wyłania się niepowtarzalny styl Richarda Bony- czyli muzyka zakorzeniona w kulturze afrykańskiej, łącząca jazz tradycyjny, latin jazz, fusion oraz world music. Często zmienia też muzyków, z którymi gra- jak już mówiłam wynika to zapewne z jego ciągłych muzycznych poszukiwań. Tym razem nawiązał współpracę z rodowitymi Kubańczykami i powstała płyta będąca miksem kulturowym. Ta płyta to podróż, niesamowita i do końca nieokreślona, ani bardziej kubańska ani bardziej afrykańska- proporcje są wyważone równomiernie. I wbrew pozorom Kuba z Afryką ma wiele wspólnego, pewnie dlatego całość brzmi tak jak brzmi. Roztańczone, gorące kubańskie rytmy zostały przełamane charakterystycznym nastrojowym brzmieniem afro-jazzu Richarda Bony. Te dwie kultury, oddalone od siebie o tysiące kilometrów rejony, przenikły się ze sobą, połączyły, dając nam melancholijnie brzmiącą nastrojową muzykę rodem z czarnego lądu i gorące Karaibskie brzmienia.

Roisin Murphy - Take Her Up To Monto
Roisin Murphy - Take Her Up To Monto
   Czwarta studyjna płyta w karierze solowej Roisin Murphy- współzałożycielki zespołu Moloko. Moloko działał od 1994 roku do 2004, od tego czasu nastała cisza choć oficjalnie zespół nigdy nie zakończył działalności. Stylistycznie Moloko tworzyło muzykę będącą elektroniką, electro-popem, a nawet trip hopem czy też housem. Ich najbardziej znany kawałek to remix ich utworu "Sing It Back", do dziś utwór obowiązkowy na wielu imprezach. Roisin Murphy poszła za ciosem, po roku od poprzedniej wydała kolejną płytę, zresztą materiał z Take Her Up To Monto powstał na tej samej sesji co płyta Hairless Toys. Nazwę płyty Roisin podkradła irlandzkiemu zespołowi The Dubliners, tak samo nazywał się jeden z ich przebojów. The Dubliners był też jedną z ulubionych kapel jej ojca. Zapewne też jest to symboliczne nawiązanie do jej irlandzkiego pochodzenia ale też całość utworów utrzymana jest w klimacie retro disco, przeszłość miesza się z przyszłością. Nie jest to może płyta z "wielkimi hitami", przebojowa i taneczna, bo i nie jest to też ta sama Roisin Murphy jak kiedyś. Przybyło jej lat, stała się matką, zmieniła się też jej muzyka. Pewne elementy pozostały jednak bez zmian, na takim samym wysokim poziomie. Dlatego też na Take Her Up To Monto usłyszymy klasyczny synth-pop czy pulsujące electro, charakterystyczne dla tej artystki. Są też na tym krążku momenty spokojniejsze, subtelniejsze, nieco wyciszone, o trochę bardziej jazzowym zabarwieniu, swingujące, płynące. Kolejna świetna płyta w dorobku Roisin, mieszanka brzmień, połączenie stylów, gdzie ekspresja miesza się z nostalgią, klasyczne wyrafinowanie z nutą szaleństwa. Artystka niebanalna, nie bojąca się eksperymentów, a jednocześnie opierająca się blichtrowi i zaszufladkowaniu.

wtorek, 5 lipca 2016

David Gilmour we Wrocławiu. Trzy godziny muzycznej ekstazy... Relacja z koncertu

 
   Jeszcze dobrze nie opadły emocje, serce wciąż wraca wspomnieniami na Plac Wolności, przed oczami wciąż masa ludzi- ubranych w przeróżne koszulki, pstrokate, kolorowe, czarne, białe... mianownikiem wspólnym we wszystkich przypadkach była ukryta na nich nazwa zespołu- Pink Floyd, lub też bohatera wieczoru- wokalisty i gitarzysty- Davida Gilmoura. W głowie wciąż szumią jeszcze fragmenty utworów Floydów, czasami zdarza się coś nucić pod nosem. Plac przed Narodowym Forum Muzyki, stał się niegdyś Placem Wolności za sprawą Napoleona, 25 czerwca 2016 roku wolność, tym razem wypływająca z czystej radości obcowania z muzyką, naznaczyła to miejsce już na zawsze- za sprawą niezwykłego występu Davida Gilmoura i zaproszonych przez niego muzyków. Bo odtąd z pewnością będziemy kojarzyć to Wrocławskie miejsce nie tylko z pobliskiego budynku Narodowego Forum Muzyki, ale z tym magicznym koncertem właśnie. Miejsce wybrał sam David Gilmour, który przyjął zaproszenie władz miasta i swoim występem uświetnił obchody Europejskiej Stolicy Kultury 2016. Kontrowersji co do wyboru miejsca było wiele, najwięcej wątpliwości wzbudzała powierzchnia Placu- mogąca pomieścić "jedynie" 20 000 osób. Mówię jedynie, bo np. w koncercie Gilmoura, który miał miejsce 10 lat temu w Stoczni Gdańskiej wzięło udział około 100 000 fanów...Jakże więc jestem wdzięczna, że udało mi się cudem kupić bilet i znaleźć się wśród tej garstki szczęśliwców. Bilety rozeszły się w ciągu kilku godzin...
David Gilmour we Wrocławiu. Fotografia- BTW Photographers
   W dniu koncertu cały dzień wyczekiwałam wieczoru, godziny dłużyły się w nieskończoność... Od godziny 18-tej czekałam już pod jedną z bramek, na teren koncertu zaczęto wpuszczać o godzinie 19-tej. O godzinie 21-tej, na scenie pojawił się gość specjalny koncertu- pianista Leszek Możdżer. Jeśli ktoś jeszcze jakimś cudem tego nie wie- Leszka kocham ponad życie, więc z nieukrywaną błogością wysłuchałam jego występu. Zagrał kilka swoich kompozycji, m.in Incognitor czy Polskę, a także na koniec utwór Witolda Lutosławskiego- Etiudę Nr 2. W międzyczasie niebo nad Narodowym Forum Muzyki (wcześniej zakryte burzowymi chmurami) okryło się znów pięknym bezchmurnym błękitem. Leszek grał, muzyka unosiła się w niebiosa, a po niebie latały ptaki- zwabione dźwiękami?
   Punktualnie o godzinie 21 45 na scenie pojawił się David Gilmour, towarzyszący mu muzycy oraz Orkiestra Symfoniczna Narodowego Forum Muzyki- którą tego dnia dyrygował Zbigniew Preisner. Koncert rozpoczęły trzy pierwsze utwory z ostatniej płyty artysty- 5 A.M., tytułowy Rattle That Lock oraz przepiękny balladowy Faces Of Stone. Później wybrzmiał Floydowski klasyk- Wish You Were Here, niektórzy fani wokół mnie śpiewali, u niektórych pojawiły się pierwsze łzy wzruszenia. Myślę, że tak naprawdę to tym utworem na dobre rozpoczął się koncert- kumulowane przez cały dzień emocje znalazły w końcu swoje ujście. Tego wieczoru David Gilmour przeplatał utwory ze swojej ostatniej płyty Rattle That Lock, poprzedniej On An Island, a także kilkanaście utworów z repertuaru Pink Floyd. Usłyszeliśmy między innymi: Money, High Hopes, Shine On You Crazy Diamond, Coming Back To Life, a na bis nieśmiertelny Comfortably Numb. Każdy kolejny utwór i rozpoczynające go akordy wywoływały salwy zachwytu, gwizdów, oklasków- muzyczny stan najwyższego z możliwych uniesienia, tak bym określiła to co działo się wokół mnie.
David Gilmour we Wrocławiu. Fotografia- BTW Photographers
David Gilmour we Wrocławiu. Fotografia- BTW Photographers
Całą setlistę z tego wieczoru znajdziecie tutaj. Moją uwagę szczególnie zwróciły dwa utwory, naładowany basem i przestrzenią-One Of These Days, który tego dnia miał swój debiut koncertowy w zespole Gilmoura. Kolejny utwór to The Girl In The Yellow Dress- w którym gościnnie zagrał Leszek Możdżer, wybór oczywisty bo utwór o niezwykle jazzowym charakterze. Koncert był podzielony na dwie części- łącznie były to 23 utwory, ponad trzy godziny grania...To niesamowity wyczyn, w wieku 70 lat być w takiej formie. A David Gilmour przez kilka godzin, śpiewał, grał i nadzorował to wspaniałe wizualno-muzyczne widowisko, jak gdyby nie kosztowało go to żadnej energii. Obserwując jak gra na gitarze, miałam wrażenie, że każdy akord, każdą nutę i każdy chwyt traktuje z niewyobrażalnym pietyzmem i delikatnością- każde szarpnięcie gitarowymi strunami znaczyło jego twarz wachlarzem emocji. Mimo wielu lat na scenie, ze stoickim spokojem i profesjonalizmem, Gilmour z wydawać by się mogło łatwością, dźwiga na swoich barkach brzemię bycia liderem. Brzemię niezwykle odpowiedzialne, bo presja ogromna, gitarzysta zaprezentował nam wielką wirtuozerię i budowany przez lata kunszt, jednocześnie było wiele momentów, kiedy emocje brały nad nim samym górę i widać było jak granie sprawia mu dziecięcą wręcz radość. Bo to był niezwykle ważny wieczór, nie tylko dla fanów, ale również dla samego Gilmoura- to było po prostu widać. Nie mówił nawet za dużo, a jeśli już to przedstawiał swój zespół, a także dziękował za zaproszenie. Koncert odbywał się na olbrzymiej scenie, punktem centralnym był charakterystyczny okrągły ekran, znany choćby z trasy Pulse Pink Floydów. Podczas niektórych utworów, wyświetlano na nim charakterystyczne animacje, czasem pokazywano zbliżenia muzyków. Wspaniałe efekty wizualne dawały również światła. Podczas bisów niebo rozświetlił wspaniały, imponujący pokaz laserów, Gilmour chyba ukrywał je przed nami cały wieczór- by na koniec strugi laserów przecięły feerią kolorów mroczną czerń nieba- obowiązkowy wręcz wystrzał różnokolorowych świateł podczas wykonywania utworu Breathe. Koncert był zrealizowany na niezwykle wysokim poziomie, zdumiała mnie też świetna akustyka tego miejsca, nagłośnienie było niesamowite.
David Gilmour we Wrocławiu. Fotografia- BTW Photographers
   Sobotni wieczór na Placu Wolności we Wrocławiu był muzycznym misterium, bo zwyczajnie nie wypada traktować go jak kolejnego koncertu. Ponad trzy godziny, wypełnione muzyką były jak modlitwa i pełna wzniosłych chwil uczta dla fanów. Bo oto z każdej strony, wszyscy dookoła to śpiewali razem z Davidem, to płakali, jedni stali nieruchomo- zasłuchani, a inni dawali w inny sposób upust emocjom- jedno jest pewne każdy dla każdego tego wieczoru był bratem/siostrą- a spoiwem jednoczącym stała się muzyka zespołu Pink Floyd i Davida Gilmoura. Po raz kolejny, za sprawą muzyki, zatarły się granice pokoleniowe- różnica wiekowa fanów była ogromna. Ale czemuż się temu dziwić, nie trzeba raczej nikogo przekonywać o tym jakie znaczenie dla historii muzyki wywarła grupa Pink Floyd. Dlatego do wielkiej rodziny fanów co roku dołączają coraz to młodsi, nie ma nawet znaczenia, że muzyka Floydów- już nie najmłodsza i do najłatwiejszych nie należy. Każdy przeżył ten koncert inaczej, w swoim sercu- napewno dla wszystkich był to wieczór absolutnie wyjątkowy, w powietrzu czuć było magię.


Z wyjątkiem pierwszego i ostatniego, wszystkie zdjęcia zamieszczone w tym poście, pochodzą ze strony BTW Photographers.  

piątek, 1 lipca 2016

Nowości płytowe 1.07.2016. Martyna Wojciechowska i jej Muzyka W Drodze, odnalezione po latach nieznane nagrania studyjne Charliego Parkera oraz Marek Niedźwiedzki i jego Radio California.

   Dzisiejsze nowości muzyczne piszę dla Was z pokładu Polskiego Busa, zmierzając do Krakowa. Jadę odwiedzić dawną niewidzianą przyjaciółkę i troszkę odsapnąć od pracy- w tej ostatnio spotykają mnie same nowe wyzwania. Po ponad 5 latach pracy, nie ma dnia, żebym nie nauczyła się czegoś nowego. A to rzeczy związanych z pracą, naprawą kryzysów, kontaktu z klientem- Ci ostatni potrafią być czasem naprawdę inspirujący. Ile to pogawędek z klientami zaowocowało nową płytą w moim odtwarzaczu... mam nadzieję, że mi samej też czasami udaje się kogoś muzycznie zaskoczyć i zainspirować. To w mojej pracy lubię najbardziej, lubię polecać :) dlatego też jak co tydzień wybrałam dla Was płyty, które mają swoją premierę dziś i które mi samej na tyle się spodobały, że postanowiłam je Wam "sprzedać". Więcej dzisiejszych nowości płytowych jak zawsze tutaj. Od tygodnia mamy wakacje, w trakcie których, częściej niż zwykle wydawane są wszelkiego rodzaju kompilacje i składanki muzyczne. Lubimy je za to, ze często inspirują, są różnorodne, zaskakujące i...idealnie nadają się, do słuchania w podróży. Dlatego dziś, aż 2/3 nowości poświęciłam składankom, tak na początek wakacji.
Różni Wykonawcy - Martyna Wojciechowska, W Drodze
Różni Wykonawcy - Martyna Wojciechowska, W Drodze
   Jako, że jestem aktualnie w drodze, to ta płyta jest jak najbardziej trafna (i to nie tylko ze względu na tytuł). Po pierwsze, jest to muzyka z krańców świata- dosłownie :) a po drugie, jest to płyta idealna wręcz, by słuchać jej w podróży. Wszystko to za sprawą Martyny Wojciechowskiej, która wybrała utwory, towarzyszące jej na krańcach świata i podarowała je nam w postaci płyty Cd. Martyna to człowiek orkiestra i chodząca inspiracja. Podróżniczka, dziennikarka, redaktorka naczelna magazynów National Geographic, National Geographic Traveller, pisarka i wreszcie prezenterka telewizyjna- od kilku lat prowadzi świetny program Kobieta na Krańcu Świata. Wydała kilka książek podróżniczych, w ostatnich latach napisała też dwie książki dla dzieci. Tym razem postanowiła zainspirować nas muzyką. Utwory, które wybrała na tę kompilację Martyna Wojciechowska pochodzą z różnych miejsc, które odwiedziła, lub też piosenki, które były aktualnie popularne, w odwiedzanych przez nią krajach. Nie jest to kolejna składanka z muzyką świata, tylko dwupłytowa kompilacja, z utworami naprawdę napotkanymi po drodze. Dzięki przepięknym muzycznym retrospekcjom Martyny, sami możemy poczuć atmosferę bycia w drodze, magię podróży i ekscytację tym co nieznane. To płyty, które są mieszanką stylów, gatunków, Martyna o płycie mówi: '' Na tym dwupłytowym wydawnictwie znajdują się między innymi soul z Taiwanu, rock z Japonii, latynoskie rytmy oraz hity z Południowej Afryki''. Utwory na płycie są upalne jak słońce w południe i zmienne jak aktualna aura za oknem, po prostu różnorodne. Płyta płynie w odtwarzaczu, wywołując wiele uśmiechów na twarzy, nie są to przypadkowo dobrane utwory, tylko muzyka, która ze sobą współgra, przenika się. Idealna na czas letni, może stanie się dla kogoś inspiracją by wyruszyć w podróż, dać się ponieść drodze? Lub też po prostu ulubioną składanką, kojarzącą nam się z leniwym okresem wakacyjnym/urlopowym :)
Charlie Parker - Unheard Bird The Unissued Takes
Charlie Parker - Unheard Bird The Unissued Takes
   Oj tak! Takie rarytasy to ja lubię :) Bądź co bądź nie wiem czy mogę nazwać siebie saksofonistką (raczej nie, bo póki co, to wydobywam z mojego instrumentu marne stęki, a nie dźwięki) ale mogę powiedzieć jedno kocham Charliego "Birda" Parkera. Podejrzewam, że wszyscy, którzy mają coś wspólnego z saksofonem, pałają do niego mniejszą lub większą sympatią. Uważany za ojca współczesnego jazzu, twórca stylu bebop i absolutna ikona gatunku, na saksofonie zaczął grać w wieku 14 lat. Początkowo grał w big-bandach, orkiestrach, dopiero później przyszły zespoły i samodzielne liderowanie. Urodził się w 1920 roku w Amerykańskim Kansas City, dwadzieścia cztery lata później rozpoczął współpracę (wieloletnią) z inną ikoną jazzu- Milesem Davisem. Żył i tworzył w okresie, kiedy jazz przeżywał swoją absolutną świetność, kiedy kluby pękały w szwach wypełnione spragnionymi muzyki jazzowej słuchaczami. Kiedy, wydanie każdej jednej płyty jazzowej było wielkim wydarzeniem, a jazz inaczej był popularniejszy niż każdy inny gatunek muzyczny. W przeciwieństwie do dziś, gdy uważany jest za muzykę "elitarną", ekstrawagancką i z wąskim gronem słuchaczy. Był to też niestety czas, kiedy narkotyki były ogólnie dostępne, a artyści szczególnie często po nie sięgali. Tak było też z Birdem, którego nałóg narkotykowy ostatecznie wykończy- zmarł w 1955 roku, w wieku zaledwie 35 lat. Zostawił po sobie całkiem pokaźną dyskografię, większość jego utworów uważana jest za standardy. Dzisiejsza premiera, jest moim zdaniem absolutnie wyjątkowa, nigdy wcześniej nie publikowane nagrania studyjne Birda- odnalazł je po wielu latach w swoim archiwum producent Charliego Parkera i postanowił wydać. Dwie płyty CD, zawierające łącznie 58 utworów. Są to nowe wersje znanych jazowych tematów. Ciekawa jest kolejność utworów na płycie, które zostały przez Birda dosłownie rozłożone na części pierwsze i w taki też sposób przedstawiono je na płycie. I tak najpierw mamy pewien zarys utworu, szkic, później wersje alternatywną, pomyłki oraz wersja ostateczna utworu- jeden utwór w kilku wersjach. To też jest o tyle ciekawe, że w ten sposób dane nam poznać proces twórczy Parkera i spojrzeć na jego muzykę z innej strony- tej ludzkiej, nieco bardziej przyziemnej. Dla wielu młodych muzyków, ta płyta może być kopalnią wiedzy, a dla fanów Birda prawdziwy rarytas, skrywany od lat, gdzieś w zakurzonym archiwum. Ile wspaniałej muzyki stworzyłby, gdyby nie przedwczesna śmierć...dziś po ponad 60 latach od jego śmierci, światło dzienne ujrzała jego nowa płyta studyjna, wyjątkowe wydarzenie!


Różni Wykonawcy - Radio California

Różni Wykonawcy - Radio California
   Na koniec garść inspiracji muzycznych, wybranych dla nas przez Marka Niedźwiedzkiego. W naszym kraju, nikt tak jak on nie mówi i pisze o muzyce...a przepraszam jeszcze Piotr Metz- tych dwóch jest dla mnie jedną wielką inspiracją. Chciałabym mieć choć połowę ich wiedzy muzycznej. Marek Niedźwiedzki to ikona dziennikarstwa muzycznego, od wielu lat prowadzi audycje muzyczne w Radiowej Trójce- między innymi Listę Przebojów Programu Trzeciego. Pisze też książki i wydaje płyty- kompilacje wybranych przez niego utworów. Za jego sprawką co roku przed świętami Bożego Narodzenia, możemy posłuchać kolejnej części Smooth Jazz Cafe. Na jego koncie są też kojące składanki z serii Muzyka Ciszy. Tym razem redaktor Marek Niedźwiedzki zabiera nas w muzyczną podróż... do słonecznej Kalifornii. Płyta Radio California, powstała w hołdzie listy American Top 40, prowadzonej przez Casey'a Kasema od 1970 roku. Niedźwiedzki słuchał listy wiele lat, cykliczna audycja stała się dla niego wieloletnią muzyczną inspiracją. Wybrał więc najważniejsze utwory z American Top 40 i postanowił podzielić się nimi z nami. Na składance najwięcej utworów pochodzi ze wspaniałych lat 70-tych ale nie tylko. Znajdziemy na niej kultowy Amerykański zespół Kansas, Orleans, Neila Sedakę, Cher... i wielu innych- 2 płyty CD- w sumie 34 utwory. Pan Marek o płycie mówi tak: "Obie płyty są pudełkiem czekoladek. Same smaczne! Proszę wybierać. Mam nadzieję, że podczas słuchania tej muzyki zawsze będzie słonecznie…". Nie dajmy się więc prosić, słodkie muzyczne czekoladki prosto z Kalifornii- smacznego ;)

Gdzie wybieracie się w tym roku? Z podróży oprócz opalenizny, zdjęć i pamiątek przywieźcie też masę muzycznych inspiracji. Tego Wam i sobie życzę, do następnego :) paniwdredach