niedziela, 25 września 2016

Nowości płytowe 23.09.2016. Genialny Vangelis wraca z płytą Rosetta, nowa koncertówka Bonamassy, swingujące-country czyli nowy album Johna Scofielda i kompilacja twórczości Bruce'a Springsteena.

   Witajcie po dłuższej nieobecności. Nie myślcie sobie, że skoro milczałam to nie zajmowałam się muzyką. Nic z tego :) Słuchałam muzyki, w każdej możliwej chwili, a, że ostatnio nie ma za wiele u mnie tych wolnych chwil, to już na to nic nie poradzę. W każdym razie za sprawą wielkich kombinacji i decyzji podjętej na ostatnią chwilę, tydzień temu pojechałam do Sopotu na mini festiwal jazzowy. Pobyt w Sopocie trwał niespełna kilka godzin, resztę czasu spędziłam w pociągu ale i tak było warto tłuc się te 600 kilometrów w jedną i drugą stronę :) Festiwal Sfinks Swings odbył się w Sopockim klubie Sfinks700. Wystąpił nowy kwartet Leszka Możdżera, prosto z Włoch Alberto Parmegiani Trio oraz energetyczny Polsko-Amerykański Nat Osborn Band. Wieczór zakończył się nocnym jam sassion do 3 w nocy. Dobrze zrobił mi ten wyjazd, muzyka była nieziemska, a atmosfera w klubie wręcz rodzinna :) Były nawet tańce! Mini festiwal, ale baterie naładowane na jakiś czas. Po czymś takim ciężko wrócić do zwyczajnej pracy no ale cóż. W pracy czekają na mnie za to nowe płyty :) Dzisiaj wybrałam dla Was nową studyjną płytę Vangelisa (naprawdę rarytas), nową koncertówkę Bonamassy, który składa hołd królom bluesa, swingujące interpretacje mistrzów country w wykonaniu Johna Scofielda oraz kompilację najlepszych utworów Bruce'a Springsteena. Więcej nowości tutaj. A tymczasem trzymajcie się i do usłyszenia ! paniwdredach 
Vangelis - Rosetta

Vangelis - Rosetta
   Pisać o kimś takim jak Vangelis, który swoją muzykę tworzy od około 50 lat, to coś naprawdę niezwykłego. Wychowywałam się na jego muzyce, pamiętam, że zawsze jego osobie i twórczości towarzyszyła (w moim odczuciu) jakaś nie do końca pojęta aura tajemniczości, niezwykłości, wzniosłości. Nie wiem czy w 100 % ale napewno dzięki Vangelisowi tak bardzo uwielbiam teraz muzykę elektroniczną, wszelkiego rodzaju syntezatory i tym podobne. Po tylu latach, on wciąż mnie i innych fanów zaskakuje, ciągle coś komponuje i nie jest to byle co, każda kolejna jego płyta to naprawdę wielkie święto, nowy rozdział. Ale też z kilku powodów, Vangelis nie sypie albumami jak z rękawa (chociaż mógłby, w swoich zbiorach ma podobno skomponowany materiał na kilkadziesiąt jak nie kilkaset nowych krążków!), dlatego tym bardziej każda jego nowo wydana płyta to podwójne święto. Vangelis właściwie Ewangelos Odiseas Papatanasiu, urodził się w 1943 roku w Grecji. Był i jest jednym z największych twórców muzyki elektronicznej i filmowej na świecie. Co ciekawe, nigdy nie zdobył formalnego wykształcenia muzycznego, jest raczej samoukiem co czyni go jeszcze bardziej wybitnym. Nagrał 18 albumów studyjnych, kilka albumów pod szyldem John and Vangelis (nagranych wspólnie z wokalistą zespołu YES- Johnem Andersonem), kilkanaście albumów z muzyką filmową oraz wiele wiele innych kompilacji, będących współpracą Vangelisa z licznym gronem muzyków. Sukces komercyjny nadszedł wraz ze skomponowaniem muzyki do filmu Rydwany Ognia, za którą to dostał Oskara w roku 1982. Inne bardziej znane jego krążki to muzyka z filmu Ridleya Scotta- "Łowca Androidów" czy "1492. Wyprawa do Raju". Album "Rosetta", jest 18-tym studyjnym albumem w jego karierze. I z całą pewnością jest to album, do którego wielu będzie wracać często. Inspiracją dla artysty, do stworzenia nowego albumu stało się jego wieloletnie zamiłowanie do nauki i kosmosu. Vangelis mówi:''Mitologia, nauka i podbój kosmosu to tematy, które fascynują mnie od dzieciństwa. Zawsze były w jakiś sposób związane z muzyką, którą tworzyłem''Nowy album powstał na cześć kończącej się właśnie 12-letniej misji kosmicznej o nazwie Rosetta- Misja Rosetta to przedsięwzięcie Europejskiej Agencji Kosmicznej (ESA), polegająca na próbie lądowania sondy Philae na komecie 67P/Czuriumow- Gierasimienko. Było to pierwsze takie wydarzenie w historii badań kosmicznych, misja zakończyła się sukcesem. Wydanie Rosetty, zbiegło się również z 50-tą rocznicą podpisania przez Vangelisa kontraktu z wytwórnią Decca. Jest to więc trochę album wieńczący, podsumowujący pewien rozdział, etap. Muzyka na Rosettcie, to powrót do tego najbardziej charakterystycznego brzmienia Vangelisa, z początków jego twórczości. A więc dźwięki stworzone wyłącznie na klasycznych syntezatorach. Płyta składa się z 13 utworów, trwa nieco ponad godzinę. Traktować ją należy jak swego rodzaju suitę, nie znajdziemy na niej wielkich hitów, ani utworów w jakimś stopniu wyróżniających się. Muzycznie jest to zespolona całość i tak należałoby odkrywać ten album, słuchając wyłącznie całości. Już po kilkudziesięciu sekundach, minutach uderzy nas naprawdę urzekająca muzyka, magiczna, przenosząca naszą wyobraźnię gdzieś daleko poza ziemię. Utwory urzekają harmonią, powodują wyciszenie, przywołują pewną tajemniczość i melancholię, potęgują siłę natury. Naprawdę niezwykła płyta, nieprzekombinowana, prawdziwa. Zapomniałam dodać, że Pan Vangelis nagrywa jednorazowo, od razu, to znaczy, że nie zmienia niczego, po prostu siada, nagrywa jedną wersje i koniec. Może on sam też ma na ziemi jakąś kosmiczną misje do spełnienia? w każdym razie misja trwa i ciągle odnosi sukcesy. 
John Bonamassa - Live At The Greek Theatre
John Bonamassa - Live At The Greek Theatre
   Ach ten Bonamassa ! Jeszcze dobrze nie zdążyłam ostygnąć po jego ostatniej studyjnej płycie "Blues Of Desperation", wydanej pod koniec marca tego roku,a tutaj kolejny krążek, tym razem na żywo. O ostatniej studyjnej płycie pisałam tutaj. Taka obfitość wydawnicza Bonamassy jednych przyprawia o ból głowy, a mi osobiście zupełnie nie przeszkadza (wręcz przeciwnie). Krążek "Live At The Greek Theatre" został zarejestrowany w sierpniu 2015 roku, w Los Angeles, w ramach ubiegłorocznej trasy koncertowej. Trasa zatytułowana "Three Kings", na której podczas kilkunastu koncertów Bonamassa, prezentował utwory z repertuarów trzech króli bluesa- Freddie'go Kinga, B.B. Kinga oraz Alberta Kinga. Płyta to ponad dwie godziny klasycznego, energetycznego bluesowego grania. Repertuar tworzą praktycznie same standardy bluesowe, utwory niezapomniane , ponadczasowe, m.in: Lonesome Whistle Blues (F.Kinga), I Get Evil (A.Kinga), Oh Pretty Woman (A.Kinga) czy kończący krążek The Thrill Is Gone (B.B.Kinga). W sumie na dwóch płytach znalazły się 22 utwory. Bonamassa do wspólnego muzykowania zaprosił dziesięcioosobowy zespół: Anton Fig (perkusja), Kirk Fletcher (gitara), Michael Rhodes (gitara basowa), Reese Wynans (pianino, organy Hammonda), Lee Thornburg (instrumenty dęte), Paulie Cerra (saksofon), Nick Lane (puzon) oraz trio wokalne- Mahalia Barnes, Jade MacRae i Juanita Tippins. Taki obszerny skład i bogate instrumentarium sprawiają, że utwory brzmią naprawdę potężnie, z siłą swoistego bluesowego big-bandu, a może nawet orkiestry. Jest nie tylko naprawdę zdolnym gitarzystą, całkiem dobrym wokalistą, ale także swego rodzaju kontynuatorem dzieła wielkich mistrzów bluesa, ich spadkobiercą. On sam mówi o sobie, że jest "dzieckiem bluesa, w garniturze i  okularach przeciwsłonecznych". Zwał jak zwał, ale fakt jest taki, że Joe "czuje bluesa" jak mało kto. Żeby tego wszystkiego było mało, to jest też filantropem (do miana superbohatera stąd już blisko). W 2011 roku, Bonamassa założył fundację Keep The Blues Alive, która ma na celu promowanie bluesa wśród młodych muzyków, fundowanie stypendiów szczególnie uzdolnionym młodym bluesmanom oraz wspieranie nauki muzyki w szkołach publicznych. Spora część wpływów z trasy "Three Kings" oraz ze sprzedaży "Live At The Greek Theatre", zasili konto owej fundacji. Ten krążek jest naprawdę wielką ucztą muzyczną, hołdem dla muzyki bluesowej, świetnie zagrany, dopracowany do perfekcji, prezentuje kawał historii muzyki. Dla fanów gatunku i nie tylko, jeśli ktoś zaczyna dopiero swoją przygodę z bluesem może brać w ciemno.
John Scofield - Country For Old Men

John Scofield - Country For Old Men
   John Scofield, amerykański gitarzysta jazzowy, żywa legenda gatunku, prawdziwy mistrz nad mistrzami. Urodził się w 1951 roku, jego dorobek artystyczny jest naprawdę imponujący, a dyskografia tak obszerna, że można spędzić dłuższą chwilę na zliczaniu wydanych przez niego płyt. Współpracował z całą armią najlepszych jazzmanów wszechczasów, z Milesem Daviesem czy Herbie'm Hancock'iem na czele. Być może było tak, że dawno temu, kiedy mały John odkrył w sobie miłość do muzyki, postanowił zostać muzykiem totalnym. Jak postanowił tak zrobił, robi zresztą cały czas. Koncertuje, komponuje i nagrywa jak szalony. Potrafi zagrać chyba wszystko, jeśli chodzi o style i gatunki to nie ogranicza się zupełnie. Odnajduje się świetnie nie tylko w jazzie, ale także w bluesie, soulu, funku, rocku, folku. Jego wizytówką stało się zresztą łączenie jazzu z innymi, wydawać by się mogło zupełnie przeciwstawnymi gatunkami. Płytą "Country For Old Men" otworzył po raz kolejny zupełnie nowy rozdział, tym razem jego inspiracją stały się dokonania wybitnych amerykańskich muzyków country, takich jak Dolly Parton, Hank Williams, Bob Wills czy Merle Haggard. Swingujące country? Niemożliwe? Proszę tylko posłuchać "Country For Old Men", a przekonacie się, że w muzyce wszystko jest możliwe! Na płycie obok Johna Scofielda grającego na gitarach oraz ukulele, występują naprawdę wybitni muzycy: Larry Goldings (organy Hammonda), Steve Swallow (elektryczna gitara basowa) oraz Bill Stewart (perkusja). Inspiracja muzyką country, nie jest w przypadku tej płyty elementem przyćmiewającym, zniewalającym całość. Ta płyta to nie frywolne, wesołe, roztańczone utwory country podane na tacy, nie jest to kolejna odsłona własnych interpretacji standardów country. Jest to krwisty, piękny jazz, prezentujący owszem różne swe oblicza, zwłaszcza te energetyczne, natchniony duchem country. Ten duch unosi się cały czas, a słychać go zwłaszcza w gęstych harmoniach stylu country, które świetnie współbrzmią z tematami jazzowymi. Połączenie swingu z country, chyba jeszcze nikomu nie wyszło tak dobrze. Płyta zarówno dla fanów jazzu jak i country, bo jest to po prostu hołd wielkiego amerykańskiego jazzmana, dla muzyki country, która  jest filarem amerykańskiej muzyki ludowej.
Bruce Springsteen - Chapter And Verse
Bruce Springsteen - Chapter And Verse
   Cegiełkę do swojej dyskografii dołożył w piątek również inny wybitny amerykański gitarzysta, Bruce Springsteen. Bruce aka "The Boss", urodził się w 1949 roku w stanie New Jersey, jest wokalistą, kompozytorem i gitarzystą rockowo-folkowym. W jego obszernym dorobku płytowym znajduje się kilka pozycji, które myślę, że zna większość z nas, płyty "Born To Run" czy "Born In The U.S.A", a już napewno każdy zna lub kojarzy utwór "Streets Of Philadelphia", z filmu Filadelfia, za który dostał Oskara oraz nagrodę Grammy. Wydanie płyty Chapter & Verse, łączy się z wydaniem autobiografii Bruce'a zatytułowanej "Born To Run", która na polskim rynku ukazała się w tym samym dniu co płyta."Chapter &Verse" to wybrane przez Bruce'a najważniejsze utwory w jego dotychczasowej karierze, ułożone tak, by pokazać historię Bossa od samego początku. Utwory na płycie obrazują kolejne etapy w życiu muzyka, kompilacja rozpoczyna się dwoma utworami nagranymi z pierwszą poważną grupą Bruce'a- The Castiles, a kończy utworem z ostatniej studyjnej płyty "Wrecking Ball" wydanej w 2012 roku. Zresztą cała płyta jest dopełnieniem książki, muzyczną ilustracją. To co odróżnia ten krążek od innych z szufladki "Największe Przeboje" itd, to to, że zawiera 5 niepublikowanych dotąd wcześniej utworów, pochodzących z lat 1966-1972. Kompilacja, zarówno dla wiernych fanów Bossa, jak i dla zupełnie nowych słuchaczy. 

niedziela, 11 września 2016

Nowości płytowe 09.09.2016. Nowa płyta w serii Polish Jazz, czyli Polish Jazz-JES! kwintetu Zbigniewa Namysłowskiego, Skeleton Tree, album grupy Nick Cave & The Bad Seeds, The Voice Of Suka- Marii Pomianowskiej, eksperymentalne Trans-Fuzje, nowa płyta Adama Bauera/Adama Bałdycha/Cezarego Duchnowskiego oraz Cezarego Konrada, a na koniec debiutancka płyta duetu Face2Face

   Witajcie :) dziś nowości tak przebogate, że nie wiedziałam od czego zacząć. Jak to się jednak mówi, od przybytku głowa nie boli, narzekać nie zamierzam. Jeśli już mam na coś narzekać, to pozwolę sobie poutyskiwać na fakt, że dziś jest ostatni dzień mojego długiego urlopu, jutro czas zakasać rękawy i wziąć się znowu do roboty. No ale cóż, życie to nie bajka i takie tam, banknoty z nieba nie lecą, pracować więc trzeba. Całe szczęście, że znowu pojawiło się tyle nowych, świetnych płyt, że muzyka napewno osłodzi mi nadchodzące dni. Oby również i Wam ;) W piątek swoje premiery miały między innymi: nowy album kwintetu genialnego Zbigniewa Namysłowskiego, Polish Jazz-JES! wydany w dniu 77 urodzin mistrza. Ukazała się również nowa płyta grupy Nick Cave & The Bad Seeds, świetny album Marii Pomianowskiej, ukazujący brzmienie staropolskiego instrumentu ludowego-suki biłgorajskiej. Panowie Adam Bauer, Adam Bałdych, Cezary Duchnowski oraz Cezary Konrad zaprezentowali album Trans-fuzje, będący eksperymentem, fuzją jazzowo-elektroniczną. W piątek wyszedł również krążek duetu Face2Face, będący z kolei jeszcze większą mieszanka stylistyczną i jednocześnie płytą zaskoczeniem- coś jak kinder niespodzianka. Nie wiesz co jest w środku, otwierasz i cieszysz się z zawartości. A, bym zapomniała, wczoraj byłam na koncercie Jimek/Miuosh/NOSPR, na placu Wolności we Wrocławiu. Liryka hip-hopu została okraszona potęga brzmienia orkiestry symfonicznej, kolejny świetny koncert w ramach Europejskiej Stolicy Kultury Wrocław 2016. A tymczasem zachęcam do czytania, więcej piątkowych nowości tutaj. Tradycyjnie, do następnego ! paniwdredach
Zbigniew Namysłowski Quintet - Polish Jazz - JES! Seria Polish Jazz Volume. 77
Zbigniew Namysłowski Quintet - Polish Jazz - JES!. Seria Polish Jazz Volume. 77
   Zbigniew Namysłowski - Od wielu lat filar i czołowa postać polskiej sceny jazzowej. Jest jednym z ojców jazzu w Polsce, kiedy Namysłowski zaczynał swoją przygodę z tym gatunkiem, jazz dopiero co rozkwitał w naszym kraju. O jazzie i jazzowaniu powiedział kiedyś tak: "jestem szczęśliwy, że jestem muzykiem jazzowym, nie zamieniłbym tego zajęcia na żaden inny zawód. Jazz to jest niebywała możliwość twórczego rozwoju, swobody, możliwość wyboru stylu, improwizowanie, szansa wyżycia się, to daje radość i satysfakcję". Tak właśnie czuje i mówi ktoś, dla którego praca jest jednocześnie pasją, sensem życia. Zbigniew Namysłowski urodził się 9 września 1939 roku, kilka dni po wybuchu II Wojny Światowej.Uczęszczał do szkół muzycznych, początkowo grał na fortepianie, później wiolonczeli. Punktem przełomowym był dla niego pierwszy Festiwal Jazzowy w Sopocie (jeden z najstarszych festiwal jazzowych w Polsce), wtedy zakochał się w jazzie. Niedługo po tym wydarzeniu, zaczął naukę gry na puzonie. Na saksofonie, zaczął grać w 1960 roku. Wydał masę płyt, zagrał setki koncertów, koncertował z całą plejadą świetnych polskich muzyków. Koncertował chyba na wszystkich kontynentach, był pierwszym Polakiem grającym jazz w Stanach. Jest muzykiem o niespożytej energii, jest aktywny do dziś, czego wyrazem jest płyta. "Polish Jazz-Jes!", płyta, która jest kontynuatorem kultowej polskiej serii wydawniczej - Polish Jazz, zapoczątkowanej w 1965 roku. Od kilkunastu lat jednak, w serii nie pojawiła się żadna nowa płyta, ostatnia ( o numerze 76) wydana w 1989 roku. Podwójnie cieszy więc fakt, że na rynku nie tylko pojawiły się reedycje poszczególnych płyt serii, ale po wielu latach Polish Jazz na dobre wznowił działalność. Polish Jazz Volume 77 zostaje wydana w dniu 77 urodzin mistrza Zbigniewa Namysłowskiego. "Polish Jazz-Yes!" składa się z 9 kompozycji, są to utwory absolutnie premierowe, wszystkie autorstwa Zbigniewa Namysłowskiego. W składzie kwintetu obok lidera grającego na saksofonie altowym i sopranowym, znaleźli się świetni muzycy młodego pokolenia: Jacek Namysłowski (puzon), Sławek Jaskułke (fortepian), Paweł Puszczało (gitara), Andrzej Święs (gitara) oraz Grzegorz Grzyb (perkusja).
Materiał z nowego albumu powstał dwa lata temu, prezentowany był na koncertach ale właśnie teraz doczekał się debiutu fonograficznego. Tytuł albumu przypieczętowuje kierunek artystyczny Namysłowskiego, który od wielu lat z mistrzowską konsekwencją, gra jazz głęboko zakorzeniony w kulturze polskiej, folklorze, ludowości, można chyba powiedzieć Polski-słowiański-ethno-jazz. Tytuł nie jest też przypadkowy, bo Polish Jazz według Pana Namysłowskiego oznacza "to wszystko, co grają polscy muzycy". Płyta śmiało może stać się wizytówką polskiego jazzu, znajdziemy na niej przepiękny, wyrafinowany jazz akustyczny nasycony tradycyjnym polskim folklorem, różnych zakątków naszego kraju (Mazowsze, Podhale, Kraków). Muzyka z nowej płyty jest niezwykle miła dla ucha, bardzo przystępna, przy tym niesamowicie wyrafinowana, barwna (tak jak i Polski folklor). Utwory są wesołe, żywiołowe, taneczne wręcz, a słuchając instrumentarium, ma się wrażenie jak gdyby odbywały one ze sobą jakąś figlarną rozmowę. Zresztą to już klasyka, że utwory mistrza Namysłowskiego brzmią tak, jakby były przepuszczone przez pryzmat różowych okularów, okraszone dużą dozą humoru. Swoje melodie Namysłowski opiera na kompozycjach polskich tańców ludowych: w jego utworach usłyszymy więc pląsające oberki, mazurki, kujawiaki czy krakowiaki. Bardzo często kompozytor inspiruje się również muzyką góralską- na nowej płycie da się to usłyszeć np. w utworze "Jadąc Zakopianką".Oprócz inspiracji tradycyjnym polskim folklorem, na Polish Jazz- JES! wyczuwa się również fascynację kompozytora wschodnim orientem, da się słyszeć wpływy hiszpańskie czy arabskie (Abrabesqua, Ślepa Komenda).Ta płyta to naprawdę wielkie muzyczne wydarzenie, wkład tej muzyki do polskiego jazzu jest uważam ogromny. I nie przesadzę z tym, że postawiłabym ją na piedestale, wśród najlepszych polskich płyt jazzowych wszechczasów. Numer 77 z serii na 77-te urodziny mistrza Namysłowskiego, tyle siódemek razem to nie przypadek ;)

Panie Zbigniewie, Pana muzyka zajmuje w moim sercu miejsce szczególne, dziękuję, za niesłabnący entuzjazm i chylę czoła!

ps: tak wygląda mój świeżutki egzemplarz Polish Jazz-JES!, w dodatku z autografem :):) płyta pięknie wydana, CD opakowanie digipack, w środku całkiem spora książeczka z opisem płyty oraz wywiad ze Zbigniewem Namysłowskim. W październiku ukaże się również wydanie analogowe

Nick Cafe & The Bad Seeds - Skeleton Tree

Nick Cafe & The Bad Seeds - Skeleton Tree
   Nick Cave, to prawdziwy współczesny człowiek renesansu. Muzyk, poeta, pisarz i aktor w jednym. Urodził się w 1957 roku w Australii. Spośród kilku projektów muzycznych ten najważniejszy to Nick Cave & The Bad Seeds, grupa, której jest współzałożycielem. Właśnie wydali swój kolejny, 16-ty już studyjny album zatytułowany Skeleton Tree.  Album, jest poniekąd kontynuacją genialnego Push The Sky Away z 2013 roku. Płyta była nagrywana od 2014 roku, w trakcie powstawania albumu Cave przeżył osobista tragedię, śmierć syna. Premiera płyty związana jest również z premierą filmu One More Time With Feeling, który opowiada o zmaganiach artysty z żałobą po utracie swojego tragicznie zmarłego syna, a także o pracy nad nowym albumem. W filmie usłyszymy całość Skeleton Tree. Początkowo film, miał być zapisem koncertu, jednakże po tym jak syn Cave'a zginął, spadając z klifu, zmieniono konwencję filmu. Mówiąc o płycie, nie sposób nie mówić również o filmie, stanowią bowiem całość, kluczem do zrozumienia muzyki jest obejrzenie filmu. Film miał swoją oficjalną premierę 8 września, dzień później swoją premierę miał nowy album Nick Cave & The Bad Seeds. Co ciekawe film wyświetlany był na ekranach kin tylko przez jeden dzień... Kto więc nie zdążył musi czekać na premierę na dvd lub udostępnienie filmu w sieci. Film jest czarno biały, czas po utracie syna był, dla Cave'a jak sam mówi poszukiwaniem drogi w ciemnościach. Skeleton Tree to płyta tak niewyobrażalnie smutna, dosadna i intymna, że gruntowne analizowanie jej i ocenianie nie ma w gruncie rzeczy sensu. Powstała na kanwie tragedii, poprzez słowa na niej i muzykę Cave próbuje zmierzyć się z traumą po stracie dziecka, jest też poszukiwaniem nadziei, że ten ból kiedyś minie. Skeleton Tree jest albumem bardzo oszczędnym w środkach wyrazu, Cave z natury perfekcjonista, tym razem postawił większy nacisk położyć na improwizację i intuicję. Klasyczna Cave'owska recytacja, tym razem jeszcze bardziej dosadna, ponura i emanująca smutkiem, wysuwa się na zdecydowany pierwszy plan. Instrumenty tworzą tło, brzmią delikatnie, nieśmiało, w pierwszym odczuciu są jakby wycofane. Wydawać by się mogło, że brzmienie jest mocno oszczędne, jeśli się jednak wsłuchamy, usłyszymy całe przebogate instrumentarium, oprócz standardowych instrumentów jak gitara akustyczna czy perkusja usłyszymy np wibrafon, dzwony rurowe, syntezatory czy mnóstwo smyczków. Muzyka na płycie pomimo swojego charakteru, pomimo niezwykle osobistego wydźwięku, zdaje się płynąć, całość jest spójna. Nick Cave chyba jeszcze nigdy nie stworzył płyty tak bardzo intymnej, przesiąkniętej żalem i obnażającej go w całości. To jest jednak jego sposób, na to by znaleźć chociaż odrobinę ukojenia. 
Maria Pomianowska - The Voice Of Suka

Maria Pomianowska - The Voice Of Suka
   Tym, którzy znają twórczość Marii Pomianowskiej, napewno nie trzeba opowiadać o znaczeniu tytułu tegoż albumu. Ja jednak, aż do tej pory nie wiedziałam co to takiego jest ta suka? A więc suka to instrument, pełna nazwa to suka biłgorajska. Jest to staropolski instrument smyczkowy, wyglądem mocno przypominający skrzypce (to jest własnie ten instrument znajdujący się na okładce albumu). Nazywany jest też często polskimi skrzypcami. Suka zbudowana jest z drewna czereśniowego, ma od 4 do 7 strun. Instrument zwieńczony jest krótką, szeroką szyjką zakończoną rozetą wyciętą w podstrunnicy. Grający trzyma sukę na kolanie, szyjka instrumentu opierana jest na ramieniu. Dźwięk wydobywamy jest za pomocą pocierania smyczkiem o struny tak jak w przypadku skrzypiec, struny nie dociska się jednak do gryfu, stosuje się tzw technikę paznokciową- skraca się struny poprzez dotykanie ich końcem palca. Obecnie instrument bardzo rzadki, osoby, które na nim grają można policzyć chyba na palcach. Największą popularyzatorką tego niezwykłego instrumentu jest Maria Pomianowska, która zainteresowała się suką jeszcze w latach 90-tych, kiedy to z pomocą kilku osób podjęła się arcytrudnej próby odtworzenia techniki gry na tym instrumencie. Pomianowska nie tylko zrekonstruowała ten instrument, ale także odtworzyła technikę gry oraz stworzyła system strojenia.Po tylu latach przyszedł czas na płytę, którą Pani Maria w całości poświęciła brzmieniu suki biłgorajskiej właśnie. Maria Pomianowska urodziła się w 1961 roku w Warszawie. Jest multiinstrumentalistką, wokalistką i pedagogiem- wykłada na Akademii Muzycznej w Krakowie. Gra na instrumentach smyczkowych: sarangi, suka biłgorajska, wiolonczela. Zgłębia techniki gry na Azjatyckich instrumentach smyczkowych, a także a może przede wszystkim odnajduje i rekonstruuje techniki gry na staropolskich instrumentach smyczkowych. Pasjonuje się muzyką krajów azjatyckich:m.in z Indii ,Japonii czy Chin, od wielu lat popularyzuje w Polsce muzykę z tych krajów. Zaprasza do nas muzyków z różnych zakątków świata, sama prowadziła kilka zespołów tworząc muzykę na styku kilku kultur, zajmuje się także prowadzeniem warsztatów muzycznych. Od 2011 roku jest także dyrektorem artystycznym Warszawskiego Festiwalu Skrzyżowanie Kultur. Nowa płyta zatytułowana "The Voice Of Suka" powstała w całości przy wykorzystaniu zrekonstruowanych polskich instrumentów ludowych smyczkowych. Artyści na płycie: Maria Pomianowska (wokal, suka biłgorajska, fidel płocka), Aleksandra Kauf (wokal, suka biłgorajska, suka mielecka), Iwona Rapacz (suka basowa), Patrycja Napierała (instrumenty perkusyjne). Album składa się z kompozycji autorstwa Marii Pomianowskiej, które powstawały na przestrzeni kilku lat, zaś melodie inspirowane są licznymi podróżami artystki po świecie (głównie krajach Azji). Kompozycje są powrotem do polskiej ludowości, zwrotem w kierunku pierwotnej tożsamości kulturowej (m.in za sprawą zapomnianych instrumentów, będących jakby świadectwem minionej epoki). Muzyka jest wesoła, energiczna, o mocnym celtyckim zabarwieniu. Tradycyjne instrumenty smyczkowe brzmią pięknie, soczyście. Ta płyta uruchamia świat wyobraźni, jest w tym nuta nostalgii, tajemniczość, prawdziwość i magia. Warto posłuchać tej płyty, jestem pewna, że zaskoczy i oczaruje każdego. Tradycja nie musi być nudna, zakurzona, a ten album świetnie to pokazuje. 
Adam Bałdych/Adam Bauer/Cezary Duchnowski/Cezary Konrad - Trans-Fuzja
Adam Bałdych/Adam Bauer/Cezary Duchnowski/Cezary Konrad - Trans-Fuzja
   Transfuzja to pojęcie stricte medyczne, bo za sprawą transfuzji (najczęściej krwi) pacjent odzyskuje siły, zdrowie, nierzadko transfuzja jest zabiegiem koniecznym ratującym życie. Dziś premiera płyty zatytułowanej "Trans-fuzja", przetaczana nam jest nie krew, a muzyka- nieoczywista, eksperymentalna, jazzowo/klasyczna, nasycona efektami elektronicznymi. Autorami tejże płyty są świetni polscy muzycy: Adam Bauer (wiolonczela), Adam Bałdych (skrzypce), Cezary Duchnowski (fortepian, komputer), Cezary Konrad (perkusja).  Część kompozycji na płycie zainspirowana została utworami Witolda Lutosławskiego i opracowana przez muzyków: np "Tort Sachera","Passa","Czwórniak". Reszta utworów to kompozycje własne muzyków: "Broda" (C.Duchnowski), "Ired" (C.Duchnowski), "Inspiration" (A.Bałdych). Materiał z płyty muzycy prezentują od kilku miesięcy na koncertach, bo trans-fuzja to także cykl koncertów (każda z transfuzji z innym motywem przewodnim). Cykl "trans-fuzje", zainicjowany został przez Adama Bauera, do których zaprasza on muzyków reprezentujących różne nurty muzyczne. Wszystko po to, ażeby skonfrontować ze sobą  naprawdę różne muzyczne światy, zestawić ludzi, instrumenty i gatunki. Każda z trans-fuzji była inna, każdy z koncertów miał inny motyw/gatunek przewodni, był np koncert jazzowy, barokowy, etniczny, improwizowany, elektroniczny czy też poświęcony twórczości Witolda Lutosławskiego. Panowie Bauer/Bałdych/Duchnowski/Konrad postanowili pójść jeszcze dalej i zarejestrowali materiał ze swojej trans-fuzji na płycie. Muzyka na płycie jest efektem poszukiwań nowych, głębokich brzmień, udało się to odnaleźć za sprawą technologii oraz połączenia instrumentów- te tradycyjne zostały zestawione z przetworzonym analogowo brzmieniem. Bardzo ważna jest elektroniczna oprawa Cezarego Duchnowskiego i jego charakterystyczna melodyczna linia basowa (Basso Continuo). Dzięki temu brzmienie jest zróżnicowane, awangardowe i intrygujące. Kreatywne podejście muzyków, sprawia, że czuć pewną kontrolowaną swobodę. Muzyczne poszukiwania zakończyły się stworzeniem innowacyjnego brzmienia, ekspresyjnego z wysublimowanymi dźwiękami. Muzyka jest mocno ilustracyjna, stymulująca naszą wyobraźnię. Artyści wykazali się podejściem, który łączy szacunek do tradycji z odwagą tworzenia zupełnie nowych brzmień, istotne jest połączenie tradycyjnego instrumentarium z tym elektronicznym. Muzyka na albumie brzmi momentami bardziej jak rock-progresywny lub muzyka rodem z kosmosu, niż jazz, dlatego nie da się jasno opisać stylu, gatunku- ale to myślę, jej kolejna zaleta. Płyta jest naprawdę ciekawa, zaskakująca i niejednoznaczna. Dźwięki uwodzą, polecam !

Face2Face - Inside The Noise
Face2Face - Inside The Noise
   A na koniec oczywiście coś specjalnego. Face2Face to duet złożony ze skrzypaczki i wokalistki Basi Szelągiewicz oraz Darka Tarczewskiego, który na płycie Inside The Noise śpiewa, a także gra na instrumentach klawiszowych. Oboje są gruntownie wykształconymi muzykami.
Muzycy mają za sobą współpracę z wieloma artystami z Polski, teraz jednak poczynili krok do przodu i postanowili wydać debiutancki krążek. Muzycy o nowej płycie "Być może jest to rodzaj pop-rocka progresywnego z elementami klasyki i jazzu. Mieszanka naszego wykształcenia, wzbogaconego o fascynacje ludzi z różnych obszarów muzycznych i geograficznych, którzy nie kochają określonego gatunku, a kochają muzykę, czerpiąc z niej to, co najlepsze". Właśnie tak, płyta, która pokazuje kilka obliczy muzyki, jest mieszanką stylistyk, gatunków. Na jednym krążku współgrają ze sobą elementy muzyki klasycznej, jazzu, rocka, popu, funku czy disco. Rzeczą wspólną dla wszystkich wymienionych gatunków, jest system dwunastotonowy, na którym się opierają. Cała płyta opiera się wyłącznie na tych dwunastu dźwiękach oktawy- dla kompozytorów było to napewno nie lada wyzwanie. Każdy z utworów jest inny, indywidualny. Na płycie równie ważne co brzmienie, są wokale i niebanalne teksty utworów. Eksperymenty z muzyką doprowadziły duet do połączenia stylów i gatunków, ale także instrumentów- tych klasycznie brzmiących (np. wiolonczela, skrzypce) z niezwykłą melodyjnością i przebojowością. Płyta napewno ciekawa i myślę, że należy patrzeć na nią jak na ciekawy eksperyment muzyczny, formę kreatywnej zabawy muzycznej. 

niedziela, 4 września 2016

Nowości płytowe 02.09.2016. Armeński pianista Tigran Hamasyan i płyta Atmospheres, skandynawski król nu-jazzu, trębacz Nils Petter Molvaer i kompilacja singli nieśmiertelnego Freddiego Mercury'ego.

   Witajcie Kochani ! Troche się ostatnio rzadziej odzywałam, co było spowodowane różnymi rzeczami. Obecnie mam długo wyczekiwany urlop, odpoczywam więc sobie nad ukochanym Bałtykiem. Osiadłam w małej miejscowości (coraz mniej ale jeszcze takie można nad naszym morzem znaleźć), spaceruje, biegam i rozkoszuje się cudowną Polską przyrodą. Nie ma nic lepszego. Słucham muzyki natury, szumu morza, wiatru, szmerów drzew, odgłosu spadającego deszczu. Towarzyszy mi też kilka płyt, ostatnio szczególnie upodobałam sobie album "Tutu" Milesa Davisa, który katuje bez opamiętania, słucham też "Dotyku Chmur" Władysława Komendarka- mistrza klasycznych syntezatorów. Jak widać i słychać, ukochałam sobie w sposób szczególny nie tylko jazz ale i elektronikę. Co ciekawe dzisiejsze nowości również mają takie zabarwienie. Jeden z najpopularniejszych i najlepszych obecnie pianistów, Armeńczyk Tigran Hamasyan wydał właśnie nową płytę po szyldem wytwórni ECM- Atmospheres, płyta przepełniona jazzem, zabarwionym kulturą i muzyką ormiańską, a także okraszona delikatnymi efektami elektronicznymi. Dziś także nowa płyta Norweskiego trębacza nu-jazzowego Nillsa Pettera Molvaera, a na koniec słów kilka o kompilacji prezentującej przekrój przez solową karierę Freddiego Mercurego. Więcej o piątkowych nowościach tutaj. A tymczasem ja rozkoszuję się Bałtyckimi urokami dalej, do następnego ;) paniwdredach
Tigran Hamasyan- Hamasyan. Atmospheres
Tigran Hamasayan- Hamasayan. Atmospheres
   Jak brzmi jazz? Nie da się tak po prostu odpowiedzieć na to pytanie, inaczej brzmi jazz z Polski, inaczej jazz Włoski, inaczej brzmi jazz z Norwegii, a jeszcze inaczej jazz z Armenii. Jazz jest przesiąknięty ludźmi, emocjami i kulturami, można powiedzieć co kraj to inny jazzowy obyczaj. Dzisiejsza premiera za sprawą muzyków pochodzących z Norwegii oraz Armeńskiego pianisty, zabierze nas w przepiękną podróż międzykulturową, podróż  inną niż wszystkie. W centrum tego projektu stoi Tigran Hamasyan- urodzony w 1987 roku, Armeński pianista, piekielnie utalentowany, naukę gry na instrumencie rozpoczął w wieku zaledwie 3 lat. O jego wyjątkowym muzycznym darze świadczy worek nagród, z wygraną na  Montreux Jazz Festival (w wieku lat 16-tu...) i Theleonius Monk International Jazz Piano Competition (wygrał mając zaledwie 19 lat ) na czele. Jego muzyka meandruje wokół jazzu, muzyki klasycznej, folku, poezji, a nawet elektroniki i rocka, przyznać należy, że Tigran łączy to wszystko po mistrzowsku. Inspiruje się grą takich mistrzów jak Herbie Hancock, Jan Sebastian Bach... oraz współczesną muzyką elektroniczną. Jednak to co najważniejsze, to fakt, że Tigran od samego początku tworzy muzykę, która kultywuje dziedzictwo kulturowe swojego kraju, a więc tworzy swoje własne interpretacje tradycyjnych melodii ormiańskich, muzykę czerpiącą z ormiańskiego folku i poezji. Polskim miłośnikom muzyki jazzowej jest doskonale znany, kilka lat temu występował na 48-mym festiwalu Jazz Nad Odrą we Wrocławiu czy na Sopot Jazz Festival 2013. Niektórzy mogą go również kojarzyć ze współpracy z uwielbianym w naszym kraju kontrabasistą Larsem Danielssonem, Tigran zagrał na jego rewelacyjnych płytach Liberetto oraz Liberetto II. Jakiś czas temu, Tigran wpadł pod skrzydła prestiżowej wytwórni jazzowej ECM, która nie wydaje byle czego... Ojcem i przewodnikiem ECM-owskiego stadka jest Manfred Eicher, który ma nosa i świetne ucho, to on był pomysłodawcą płyty Atmospheres. W kwartecie, który zagrał na płycie, obok wspomnianego już Tigrana na fortepianie, grają norwescy muzycy: trębacz Arve Henriksen, gitarzysta Eivind Aarset oraz Jan Bang, który na płycie odpowiada za sample i efekty elektroniczne. Pomimo składu obfitującego w naprawdę świetnych muzyków, to jednak centralną postacią tego projektu jest Tigran Hamasyan, a punktem wyjściowym płyty stały się kompozycje legendy muzyki ormiańskiej, mnicha Komitasa Wardapeta. Atmospheres składa się z dwóch płyt CD, łącznie 15 utworów. Kwartet stworzył niezwykłą muzykę, liryczną, spokojną, która przeszywa i porusza słuchacza do głębi. Na płycie odnajdziemy zarówno tradycyjne ormiańskie melodie ludowe, jak i mnóstwo wyśmienitych improwizacji jazzowych. Płyta brzmi świetnie, w nowoczesnym jazzowym brzmieniu, muzycy odnaleźli klucz do przedstawienia ormiańskiej tradycji muzycznej, robią to z szacunkiem i niezwykłą wirtuozerią. Doznania jakie towarzyszą odsłuchowi mogą nas zaskoczyć, Atmospheres jest płytą, która nie ma granic, linii podziału. Muzycy pochodzący z różnych kultur zespolili się w jedność, a spoiwem po raz kolejny okazała się muzyka, sztuka, która łączy jak żadna inna.
Nils Petter Molvaer - Buoyancy

Nils Petter Molvaer - Buoyancy
   Dwa bieguny, krajobraz rozpostarty pomiędzy ciszą, a muzyczną eksplozją dźwięków- taki jest właśnie nowy album Norweskiego trębacza Nilsa Pettera Molvaera zatytułowany "Buoyancy".Urodzony w 1960 roku, w małej norweskiej wiosce. Od dziecka był przesiąknięty jazzem, ojciec był saksofonistą. W nastoletnim wieku porzucił spokojne życie w małym miasteczku by studiować muzykę w Trondheim. Od samego początku jego muzycznej kariery zasłynął tym, w jaki sposób łączył style muzyczne, łączył to co wydawać by się mogło, nie może ze sobą współistnieć, a więc jazz z popem, rockiem, hip-hopem, funkiem, ambientem czy elektroniką. Jest mistrzem kolaboracji jazzu z innymi stylami muzycznymi. Od pierwszego solowego albumu w 1997 roku, aż do dziś konsekwentnie spełnia swoją muzyczną wizję. Wszystko to sprawiło, że obecnie nazywany jest Skandynawskim królem nu-jazzu, gatunku, który łączy elementy muzyki jazzowej z muzyką elektroniczną. Dla Molvaera, granice tworzenia wyznacza jedynie jego wyobraźnia, dla niego muzyka to nie style, to bogaty, piękny świat, muzyk jest niczym pejzażysta dźwiękowy. Tytuły płyt Molvaera zawsze coś znaczą, są motywem przewodnim, punktem wyjścia. Tak jest i teraz, tytuł "Buoyancy" oznacza ulotny, elastyczny, pogodny, pływalny, unoszący się na wodzie. Tytuł zupełnie trafny, muzycy zgotowali nam przyjemną dźwiękową kąpiel podczas której unosimy się jakby na wodzie, dryfujemy, z głową zwróconą ku chmurom. Mi osobiście z jakiegoś powodu okładka płyty kojarzy się z obrazami mojego ulubionego malarza- Caspara Davida Friedricha, jego obrazy przedstawiają pejzaże, zamglone, tajemnicze, przesycone symboliką. Muzycy na płycie, wykorzystują tak bogate instrumentarium, że można złapać się za głowę. Na "Buoyancy" Nils Petter Molvaer gra na trąbce, śpiewa, a także wykorzystuje masę efektów elektronicznych (np. pętle, automaty perkusyjne). Geir Sundstrl: gitara shankar, gitara elektryczna, elektryczna gitara hawajska, gitara rezofoniczna, Banjo oraz automaty perkusyjne. Jo Berger Myhre: gitara basowa, gitara elektryczna, syntezatory, automaty perkusyjne, głos. Erland Dahlen: perkusja, ksylofon, automaty perkusyjne, fortepian, dzwonki, werble, bębny obręczowe, shaker a nawet...noże i widelce... Sami widzicie, że instrumentów na płycie jest masa, daje to piorunujący efekt "porażenia muzyką", świadczy też o wszechstronności artystów. Nils Petter Molvaer podczas komponowania utworów na "Buoyancy", inspirował się muzyką świata, odbył też liczne podróże w różne zakątki naszej planety, dzięki czemu nowy album jest multikulturowy. Zresztą nawet tytuły utworów są jednocześnie nazwami miejsc. Muzyka na "Buoyancy" nasycona jest transowym brzmieniem, dźwięki wciągają, zachęcają, to niekończący się rytm, bijący puls, a jednocześnie atmosfera jest momentami senna,lekka i ulotna. Brzmienie jest mocno progresywne, momentami psychodeliczne. Liryka przeplata się z racjonalnością, czuć nostalgię i zarazem ciekawość, ta muzyka nie jest oczywista, niczym odkrywanie nowego lądu. Album jest tak bardzo nasycony różnorodnością, że może nawet spowodować zmianę podejścia słuchacza do odbioru muzyki, by słuchać głębiej i widzieć więcej. Znakiem rozpoznawczym jest wyraziste brzmienie trąbki w oceanie elektroniki, Nilsowi daleko do obrazu klasycznego trębacza jazzowego. Płyta na miarę XXI wieku- inteligentna, spójna od początku do końca. Na miarę hałaśliwego świata w którym obecnie żyjemy, pełnego pośpiechu i negatywnych emocji. A ta muzyka przywołuje plastyczne emocje, maluje piękny pejzaż w naszej głowie. I tak jak tytuł sugeruje, faktycznie możemy zanurzyć się w dźwiękach Buoyancy, niczym w pięknym czystym oceanie i godzinami unosić się na wodzie i dźwiękach...Każe nam się skupić by jednocześnie dać nam odprężenie.
Caspar David Friedrich - Wędrowiec przed morzem mgły (1818) 
Freddie Mercury - Messenger Of The Gods The Singles
Freddie Mercury - Messenger Of The Gods The Singles
   I na koniec dziś nieśmiertelny Freddie Mercury. Wyszła właśnie kompilacja, w skład której weszły single z solowej kariery słynnego frontmana grupy Queen. Freddie bez Queen, wydał dokładnie dwie płyty studyjne: Mr. Bad Guy z 1985 roku i album Barcelona z 1988 roku, nagrany wspólnie ze słynną hiszpańską śpiewaczką operową Montsserat Caballe. Na ''Messanger Of The Gods" odnajdziemy różne oblicza Merkurego, zafascynowanego rockiem, muzyką disco ale także rozkochanego w muzyce klasycznej i operze. Niektóre utwory na składance są balladowe, nieco spokojniejsze, a inne porywające, energiczne, przesiąknięte przebojowym disco. Z pewnością wielu z nas na te płycie usłyszy doskonale znane sobie wcześniej kawałki, takie jak choćby "Living On My Own", "The Great Pretender" czy "I Was Born To Love You". Oprócz tych nieco bardziej popularnych na składance znalazły się również te mniej znane. W skład kompilacji wchodzi kilkanaście singli Frediego, kilka remixów oraz jedna wersja instrumentalna. Album, który świetnie podsumowuje solową ścieżkę muzyczną wokalisty wszechczasów.