sobota, 14 stycznia 2017

Bonobo - Migration - ''recenzja'' mało obiektywna.

Bonobo - Migration

   Ras El Hanout- marokańska mieszanka przypraw, która składa się...z 30 różnych składników, uważana jest za najlepszą przyprawę na świecie. 30 różnych składników, które dają milion różnorodnych smaków, które powodują eksplozję naszych kubków smakowych... Czy zastanawialiście się kiedyś, jaki smak ma czasami muzyka? Próbowaliście to sobie kiedyś "wyobrazić"? Czasami udaje mi się poczuć muzykę wszystkimi zmysłami, mówię czasami bo takie całkowite zatracenie w muzyce nie jest wcale takie proste, to swego rodzaju prezent od góry, który przychodzi niespodziewanie. Czuje się wtedy różne rzeczy, widzi się np kolory, ma się poczucie jakby nasze ciało się unosiło, no i można poczuć smak. Dziwne? trochę tak, ale wiele jest dziwnych rzeczy na tym świecie. Jeśli miałabym powiedzieć jak smakuje nowa płyta Bonobo, to smakuje właśnie jak Ras El Hanout, dźwięki niczym smaki mieszają się, zmieniają i tworzą coś zupełnie niepowtarzalnego, innego.  Trzy lata minęły od wydania przez Simona Greena, tworzącego pod pseudonimem Bonobo, absolutnie genialnego albumu The North Borders. To już szósty album w dyskografii Bonobo, jak dotąd chyba najbardziej nasycony dźwiękami i inspiracjami w dorobku artysty. Ta swoista mnogość inspiracji, czerpana była dosłownie w drodze. Album powstawał podczas tras koncertowych, w których Simon jest w ostatnich latach dosłownie nieustannie, a więc w busach, samolotach czy pociągach. Ciągle w drodze, ciągle gdzie indziej, w najbardziej różnorodnych miejscach na ziemi. Zaczęło się od napisania szkicu utworu Kerala, gdzieś w autobusie podczas trasy po Stanach. Idąc dalej, Kerala została singlem i na długo przed premierą całego krążka rozpalała wyobraźnie fanów Bonobo. Z jednej strony Kerala nagrana została w tzw klasycznym stylu Bonobo, z pulsującym motywem przewodnim i dopełniającymi go dźwiękami smyczków czy chórków, jest jednak na nim cała masa drobinek, niuansów, które ubogacają ten konkretny utwór jak i cały krążek. Wydaje się, jak gdyby album nagrany został pozornie jakby od niechcenia, spontanicznie,ma się wrażenie, ze całość płynie lekko i zwinnie, a w rzeczywistości dobrze wiemy, że wszystko jest tutaj dopracowane w najmniejszym szczególe, dopieszczone najlepiej jak to możliwe. Nie może być inaczej, jeśli zabiera się za to ktoś, kto jest uważany za jednego z najlepszych Dj-ów i producentów na świecie. Green powiedział kiedyś, że jego inspiracją przy tworzeniu Migration, było "badanie ludzi i przestrzeni", dlatego jak różni są ludzie, tak wyjątkowy w swym bogactwie jest ten album.  Simon migruje, swobodnie przenosi się pomiędzy stylistykami, gatunkami, dźwiękami. Album otwiera utwór zatytułowany po prostu Migration, spokojna, wibrująca delikatnia kompozycja, która z każdą sekundą rozpędza się pod postacią trzepoczącej perkusji i rytmicznych uderzeń klawiszy fortepianu, Simon buduje rozległe przestrzenie dźwiękowe, dźwięki wręcz się rozlewają, pulsują, kumulują, działając bardzo obrazowo na naszą wyobraźnię i przywołując senne krajobrazy. W podobny sposób album się kończy, również nieco hipnotyzującą, senną kompozycją Figures. Tak jak w przypadku poprzedniego albumu, Simon po raz kolejny zaprosił do współpracy wspaniałych gości i co ciekawe goście znowu nie tyle różnorodni co pochodzący, każdy z nich z dosłownie innego miejsca na ziemi. Na Break Apart usłyszmy głos wokalisty zespołu Rye, Kanadyjczyka Michaela Milosha. Wokal Michaela, który rozlewa się w naszych uszach jest niczym ciepłe mleko w ustach. Cudowna miękka, unosząca się kompozycja. Na Surface z kolei porażająco pięknie śpiewa Amerykanka Nicole Miglis, wokalistka Hunded Waters, obdarzona cudownym, niezwykle ciepłym i lekkim głosem. Najbardziej egzotycznie brzmiących gości usłyszymy w utworze Bambro Koyo Ganda-prosto z Maroka, członkowie zespołu Innov Gnawa. Na No Reason zaśpiewał Australijczyk Nick Murphy aka Chet Faker, utwór w stylu retro disco, z nieco enigmatycznym, wyrazistym, a zarazem delikatnym głosem Murphy'ego i muzyczną burzą szalejącą na równi z głosem. Co ciekawe charyzmatyczni wokaliści nie zdominowali wcale utworów, na pierwszym planie cały czas wysuwają się misternie tkane pejzaże dźwiękowe Simona Greena. Podczas pracy nad Migration Simon biegał podobno nawet z samplerem i nagrywał np dźwięki windy czy odgłosy deszczu, to wszystko delikatnie wplecione i zmiksowane tworzy rozmach brzmieniowy Migration. Album jest mocno hipnotyzujący, spokojny, momentami wprawiający w drżenie, niepokój, wywołujący napięcie, powodujący refleksje, melancholijny, a momentami efemeryczny, lekki jak piórko. Ta transgraniczność jest niezwykła, każdy utwór jest muzycznie radykalnie inny. Weźmy choćby taki utwór Ontario, ja słyszę na nim echo intrygującej, egzotycznej indyjskiej sitary. Na Grains słyszę modlących się ludzi, ale już na 7th Sevens słyszę znowu rozwibrowane bębny djembe. W każdym z utworów Simon zamknął szczyptę świata. Całość jest trochę jakby przyciszona, jak sen, muzyka nie atakuje nas swoją agresją, a jedynie delikatnie i stopniowo wciąga, uwodzi. Jest to płyta o poszukiwaniu, o podróżach, miejscach, ludziach, smakach i zapachach, o świecie, który jest przecież tak pięknie różnorodny. To płyta o drodze, o ludziach spotkanych na niej i dźwiękach, które oni tworzą. Album o złożonych emocjach, różnorodnych stylach, każdy kto prawdziwie kocha muzykę, jej prawdziwość, każdy kto kocha bogactwo świata pokocha także Migration. Bonobo to taki artysta, który nie wydaje złych ani przeciętnych albumów, każde kolejne jego dzieło to coś wyjątkowego, coś ponad wszystko, klasa i tyle!

niedziela, 8 stycznia 2017

Paniwdredach podsumowanie roku 2016 :)

 
   Kochani czytelnicy paniwdredachpoleca, rok 2016 przeszedł już do historii, nadszedł nowy 2017, a 7 to podobno liczba szczęśliwa więc nie trzeba się o nic martwić, bo nowy rok będzie nam szedł lekko jak po maśle :) Życzę Wam, byście zawsze mieli obok siebie drugiego człowieka, bo to bliskość, wsparcie i miłość jest najważniejsza. Życzę Wam też byście zawsze otaczali się piękną muzyką, rozpalających wyobraźnię premier muzycznych, koncertów, na które będziecie czekać bardziej niż na nadejście wróżki zębuszki czy świętego mikołaja. Życzę Wam odrobiny magii, żeby codzienność wyglądała co najmniej tak kolorowo jak świat z Alicji w Krainie Czarów. Dla mnie rok 2016 był bardzo udany, dokładnie rok temu założyłam blog paniwdredachpoleca, od tego czasu zamieściłam 44 posty, które zaowocowały zaskakująco wysoką jak dla mnie liczbą wyświetleń ponad 10 000 :) Niestety straciłam rachubę ile płyt przesłuchałam w tym roku, a także na ilu koncertach mogłam być. Było ich wiele, a każdy z nich był dla mnie wspaniałą muzyczną podróżą. 2016 przyniósł mi też awans w pracy, do której jeżdżę zawsze rowerem, w ubiegłym roku według popularnej aplikacji wykręciłam dokładnie 986 kilometrów na dwóch kółkach. Rok 2016 obfitował w cudowne wydawnictwa płytowe, z większą lub mniejszą częstotliwością usiłowałam o nich pisać, tutaj chciałabym się przyznać, że pisanie bloga okazało się bardzo przyjemnym, acz niezwykle czasochłonnym, odpowiedzialnym i niełatwym zajęciem. Praca w handlu, dokładnie w najpopularniejszym sklepie z prezentami jakim jest empik spowodowała, że niestety nie miałam w grudniu za wiele czasu na bloga. A pisanie byle jak nie wchodzi w grę, jak pisać to tak, żeby mieć później z tego satysfakcję. Inni blogerzy, portale, programy telewizyjne prześcigają się w podsumowaniach muzycznych, płytowych itd itd. Czemu nie, mogę zrobić też swoje małe, subiektywne podsumowanie :) Na początku nowego, szczęśliwego roku 2017 roku przedstawiam Wam więc płyty wydane w ubiegłym roku, które najczęściej gościły w moim odtwarzaczu, a w dniu premiery powodowały u mnie ciarki na całym ciele. Oto i one, 20 moich ulubionych płyt 2016 roku :) Pozdrawiam i całuję ! paniwdredach
Taco Hemingway - Marmur
Taco Hemingway - Marmur
   Taco Hemingway zawojował Polską scenę hip-hopową albumem Umowa o Dzieło i singlem Następna Stacja.  Młodziutki raper, Filip Szcześniak pokazuje naprawdę wielką muzyczną klasę, Taco jest jak powiew świeżości nie tylko w hip-hopie ale w ogóle w Polskiej muzyce. Mówiąc delikatnie, dosyć niekonwencjonalnie i bezpardonowo opisuje rzeczywistość, nie ściemnia i nie owija niczego w różowy papierek. Marmur to taki koncept album, ze zgrabnie utkaną historią muzyka o pseudonimie Szcześniak, który wyjechał do Sopotu i zamieszkał w hotelu Marmur, by pisać teksty na płytę. Atmosfera płyty przesycona jest melancholią, groteska wisi w powietrzu, po raz kolejny w przypadku Taco rządzi minimalizm. Niektórzy nieustannie wypominają raperowi pewną monotonię jego muzyki i nieciekawe bity. Jednym jednak się to podoba innym nie. Jest to jakiś swoisty zamysł, a wręcz styl Taco. Mi ta muzyczna asceza odpowiada, do mnie to trafia i ta groteska mi pasuje. Słucham, lubię i polecam!
                                 Nils Petter Molvaer - Buoyancy
Nils Petter Molvaer - Buoyancy
   W 2016 roku bardziej niż kiedykolwiek rozsłuchałam się w muzyce elektronicznej. Co może Was zdziwić, to wszystko zaczęło się od 52-ego festiwalu Jazz Nad Odrą, kiedy usłyszałam Nika Bartscha, a później Nilsa Frahma. Połączenie jazzu z elektroniką każdorazowo wywołuje u mnie ciarki i takie poczucie, że to jest to, to jest ten mój ulubiony sound. Kiedy usłyszałam po raz pierwszy nową płytę skandynawskiego mistrza nu-jazzu- Nilsa Pettera Molvaera zatytułowany "Buoyancy", poczułam to charakterystyczne ukłucie ekscytacji. We wrześniu, kiedy "Bouyancy" ujrzała światło dzienne, pisałam o niej tak: "Muzyka na "Buoyancy" nasycona jest transowym brzmieniem, dźwięki wciągają, zachęcają, to niekończący się rytm, bijący puls, a jednocześnie atmosfera jest momentami senna,lekka i ulotna. Brzmienie jest mocno progresywne, momentami psychodeliczne. Liryka przeplata się z racjonalnością, czuć nostalgię i zarazem ciekawość, ta muzyka nie jest oczywista, niczym odkrywanie nowego lądu. Album jest tak bardzo nasycony różnorodnością, że może nawet spowodować zmianę podejścia słuchacza do odbioru muzyki, by słuchać głębiej i widzieć więcej. Znakiem rozpoznawczym jest wyraziste brzmienie trąbki w oceanie elektroniki, Nilsowi daleko do obrazu klasycznego trębacza jazzowego. Płyta na miarę XXI wieku- inteligentna, spójna od początku do końca. Na miarę hałaśliwego świata w którym obecnie żyjemy, pełnego pośpiechu i negatywnych emocji. A ta muzyka przywołuje plastyczne emocje, maluje piękny pejzaż w naszej głowie. I tak jak tytuł sugeruje, faktycznie możemy zanurzyć się w dźwiękach Buoyancy, niczym w pięknym czystym oceanie i godzinami unosić się na wodzie i dźwiękach...Każe nam się skupić by jednocześnie dać nam odprężenie". Ta płyta, ta muzyka, często do niej wracam, unoszę się w bogactwie jej dźwięków, daję się ponieść wyobraźni, uwielbiam !
XxanaxX - FWRD
XxanaxX - FWRD
   Druga płyta w dorobku duetu XxanaxX, który tworzą Klaudia Szafrańska oraz Michał Wasilewski. Po rewelacyjnym debiucie zatytułowanym Triangles, XxanaxX powrócił z FWRD. FWRD to bogactwo dźwięków, inaczej niż poprzednia płyta, oprócz nasycenia charakterystycznym dla duetu electro-popem, inspirowana jest brzmieniami r&b czy hip-hopem. Utwór Nie Znajdziesz Mnie, w którym gościnnie zaśpiewał Ten Typ Mes to absolutna perełka albumu, cudowne połączenie płynnej muzyki i szorstkiego rapu Mesa. Płyta jest energetyczna, różnorodna, zaskakująca, wciąga to bardzo.
Ørganek - Czarna Madonna
Organek - Czarna Madonna
   Druga płyta w dorobku Tomasza Organka, druga tylko i wyłącznie jego, wcześniej nagrał kilka albumów ze swoją macierzystą formacją Sofa. Ørganek od kilku już lat jest najbardziej elektryzującym artystą w naszym kraju i czołową postacią koncertów Męskiego Grania. Po rewelacyjnym debiucie, płycie Głupi, Czarna Madonna trochę kontynuuje to co zostało już wcześniej zapoczątkowane, ale zdecydowanie jest wielkim krokiem do przodu, Ørganek bawi się dźwiękami, stylami. Jest trochę jak kot, chodzi własnymi ścieżkami, tworzy dojrzałą muzykę, jest odważny w tym co robi. Czarna Madonna muzycznie stoi na Ørgankowym blues-rockowym fundamencie, mieszają się na niej również punk, mocny, szorstki rock czy country. Ta płyta jest mocna, nie owijająca w bawełnę, teksty  teksty, trochę osobiste, a trochę o tym co się dzieje wokół, oczami uważnego obserwatora jakim napewno jest Tomasz Organek. Moimi faworytami na płycie jest petarda w postaci singla Missisipi w Ogniu, Wiosna i tytułowa Czarna Madonna. Aż strach się bać, jaka będzie następna płyta Tomasza Organka, bo Czarna Madonna to prawdziwe mistrzostwo świata!
Eskaubei & Tomek Nowak Quartet - Tego Chciałem
Eskaubei & Tomek Nowak Quartet - Tego Chciałem
   Eskaubei & Tomek Nowak Quartet to moim zdaniem najciekawszy i najodważniejszy obecnie kolektyw muzyczny w naszym kraju. Płyta Tego Chciałam to tylko jeden z kolejnych dowodów na to, że style i gatunki to tylko wymysł wyobraźni człowieka. Tego Chciałem" to album piorunujący rozmachem, bogactwem dźwiękowym, tutaj przemyślany i dojrzały rap spotyka się z wirtuozerskim jazzem, z całą masą gęstych improwizacji. Płyta wychodzi z szeregów utartych ścieżek, nawet jazz na niej nie jest klasyczny, tradycyjny, smaczków dodaje wykorzystanie choćby preparowanej elektronicznie trąbki, wurlitzer i syntezatory zamiast fortepianu, nie wspominając już o ogromnym udziale w tym wszystkim Dj-a, Mr Krim'a. Tutaj nie ma oczywistych rozwiązań, jest ambitne podejście, fantastyczny jazzowy feeling, bogate rozbudowane aranżacje i szczere, poetyckie wręcz teksty. Instrumenty brzmią soczyście, nie ma tutaj miejsca na samolubstwo, panuje raczej swego rodzaju muzyczna symbioza. Dwa utwory zwróciły moją szczególną uwagę, tytułowy "Tego Chciałem", gdzie wspaniała armia jazz-manów staje na równi z raperem, by razem stworzyć coś piekielnie esencjonalnego, buzującego energią, to czysta wirtuozeria brzmienia. "Płyń Ze Mną"- spokojny, niespiesznie płynący utwór, tutaj mamy popis wirtuozów z Tomek Nowak Quartet, do tego zaproszeni do utworu goście, wspaniały Mateusz Śliwa na saksofonie, Mr Krime na gramofonach, wokalistka Patrycja Zarychta i raperzy Dominik Masalski oraz Kamil Wojtak to swoista wisienka na torcie tego kawałka. Płyta "Tego Chciałem" to album wybitny, przeznaczony dla odbiorcy świadomego, z mocno wybrednym uchem, dla poszukiwaczy, dla ludzi o otwartym sercu i umyśle, jedyna w swoim rodzaju, istna muzyczna petarda !". Tak napisałam, kiedy wyszła płyta, nic nie dodam, uwielbiam, Amen!
Sorry Boys - Roma
 Sorry Boys - Roma
Przepiękna płyta jednego z najlepszych zespołów alternatywnych w Polsce. Album Roma to trzeci studyjny album formacji Sorry Boys, mam wrażenie, że z każdą kolejną płytą, zespół rozpędza się, niczym bolid formuły 1. Na Romie znalazło się 11 mocno zróżnicowanych utworów,  wcześniej napisałam o Romie tak: "Mamy tu np ambitny pop, nasycony muzyką elektroniczną, mocno inspirowany tradycyjną polską muzyką folkową, utwór "Wracam" singiel promujący płytę, inspirowany jest tradycyjną muzyką kurpiowską, w utworze swojego głosu gościnnie użyczyła pieśniarka kurpiowska Apolonia Nowak. Utwór "Miasto Chopina" inspirowany jest oczywiście muzyką wielkiego pianisty Fryderyka Chopina, jest także wspaniałą polemiką fortepianu, instrumentów smyczkowych i gitar. Utwory są różnorodne, jest i przestrzeń i intymność, kontrasty, jak dwa bieguny, jak yin i yang. Utwory są rozbudowane, rozwijają się powoli, niespiesznie. Rock uosabiany jest w gęstych gitarowych brzmieniach, syntezatorowe brzmienie dodaje przestrzeni, całość ubogacają wspaniali goście, eleganccy Atom String Quartet dodają całości symfonicznego rozmachu, a chór Soul Connection Gospel Choir otula to wszystko, rozsiewając swoje pozytywne wibracje. Niektóre utwory emanują bezpośredniością, tradycyjną polską ludowością, inne zaś brzmią wręcz rasowo, niczym wielkie dokonania najlepszych przedstawicieli rynku zagranicznego. Jeśli ktoś jeszcze uważa, że muzyka polska odstaje od tej po za granicami naszego kraju, niech się lepiej wstydzi i posłucha Sorry Boys, napewno zmieni zdanie. Płyta, którą odkrywa się długo i z każdym kolejnym odsłuchaniem odnajdujemy coś nowego". Roma to płyta różnorodna, liryczna, bogata brzmieniowo, dopracowana w najmniejszym szczególe, emanująca szczerością i czerpiąca z bogactwa kulturowego Polski i nie tylko garściami. Płyta czerpiąca z ludowości na miarę XXI wieku. Wszystko Made In Poland !
Sting- 57th 9th
Sting- 57th 9th
   Kocham Stinga, to jeden z tych artystów, którzy nie muszą już niczego nikomu udowadniać. Cokolwiek by nie nagrał, w jakikolwiek projekt by się nie zaangażował, fani pójdą za nim w ogień. Mimo tego wszystkiego, Sting nagrał album, w którym wraca do swojego klasycznego, przebojowego rockowego brzmienia, jak za starych czasów, z czasów np. Sacred Love". Napisałam oczywiście o nowej płycie Stinga: "Właśnie stylistyka rockowa, to jest to magiczne słowo, na które fani Stinga czekali aż 13 lat.Album nasycony jest mocnymi gitarowymi uderzeniami, energiczne, przebojowe kawałki takie jak "I Can’t Stop Thinking About You"(dobrze już znany singiel promujący wydawnictwo), "50,000 " czy "Petrol Head". Nie zabrakło też pięknych ballad "Heading South On The Great North Road", chyba najbardziej osobisty utwór na płycie. Na płycie znalazł się również utwór 50, 000, który inspirowany jest twórczością artystów, którzy odeszli w tym roku, Davidem Bowie, Lemmy'm, Princem czy Alanem Rickmanem. Przepiękna ballada na płycie-"Inshallah", osobiście mój ulubiony utwór z płyty, o nieco orientalnym brzmieniu, kojarzy mi się z innym utworem Stinga "Desert Rose". Sting na nowej płycie porusza również tematy imigracji, globalnego ocieplenia, a więc bolączki współczesnego świata. Sting chciał, żeby każdy z utworów tworzył zupełnie inną historię, inne opowiadanie, mianownikiem wspólnym jest brak ograniczeń, nie tylko w warstwie tekstowej ale też gatunkowej".
    Paweł Kaczmarczyk Audiofeeling Trio - Vars & Kaper:                                            DeconstructiON
Paweł Kaczmarczyk Audiofeeling Trio - Vars & Kaper: DeconstructiON
   Paweł Kaczmarczyk, pianista jazzowy młodego pokolenia, który znany jest z tego, że lubi obalać stereotypy i wychodzić po za ustalone ramy jazzu. Daje wspaniałe koncerty, podczas których daje z siebie wszystko, jest takim trochę jazzowym wariatem:) W 2016 wyszła płyta Vars & Kaper: DeconstructiON, na której na warsztat Paweł Kaczmarczyk wraz z kolegami z zespołu wzięli kompozycje dwóch polskich geniuszy kompozytorskich Henryka Warsa i Bronisława Kapera i dokonali ich "dekonstrukcji" tworząc trochę jakby stare ale trochę zupełnie nowe, świeże i niesamowite kompozycje.  W czerwcu, kiedy wyszła płyta pisałam: "Można powiedzieć śmiało, płyta jazzowa na miarę naszych czasów. Dlaczego? Choćby obecność na płycie DJ-a - Mr.Krima czyli Wojciecha Długosza. DJ na jazzowej płycie, szok... ten pozytywny jak dla mnie oczywiście. Za sprawą takich muzycznych kolaboracji jazz wychodzi z "okopów" i zadymionych klubów i być może, zyska nowych słuchaczy, może ktoś zmieni o jazzie zdanie?Płyta prezentuje zupełnie nowe podejście do klasyki, jest swoistym pomostem łączącym klasyczny jazz z brzmieniem elektronicznym/współczesnym. Za sprawą muzyków obdarzonych niebywałymi zdolnościami improwizatorskimi, instrumentarium i dzięki odwadze lidera powstała naprawdę wyjątkowa płyta". Tej płyty naprawdę trzeba posłuchać, takie klasyki jak On Green Dolphin Street czy Invitation, brzmią niesamowicie, otulone klasycznym jazzem, a nasycone brzmieniem elektronicznym. Dla poszukiwaczy i odważnych muzycznych eksploratorów to istna muzyczna perełka. 
                       Rebel Babel Ensemble - Dialog I
Rebel Babel Ensemble - Dialog I
   Za Rebel Babel Ensemble stoi armia muzyków, polscy słuchacze napewno znają L.U.C-a, który jest filarem Rebel Babel. Rebel Babel to taki wielki międzynarodowy big-band, kolektyw zrzeszający muzyków, raperów oraz orkiestry dęte. Muzycznie mamy tutaj połączenie brzmień, dźwięków, kultur, muzyczno-kulturowy dialog. Ideą projektów oprócz wspomnianego połączenia kulturowego, wychodzenie po za ramy gatunkowe jest także łączenie muzyków profesjonalnych z amatorami. Na koncertach każdy kto chce, może przyłączyć się do Rebel Babel. Dialog I to 2 płyty, jest to muzyczna podróż po Europejskich miastach, teksty są uniwersalne, podejmujące tematy dla nas wszystkich aktualne, toczące się obecnie wojny czy temat emigracji. Rebel Babel to eksperyment, nieograniczony skład, łączący hip-hop, folk, jazz, muzykę klasyczną, marszową i rozrywkową. Główny filar Rebel Babel tworzą wspomniany wcześniej L.U.C-artysta totalny, raper, producent, jego znakiem rozpoznawczym są hip-hopowe recytacje wystrzeliwane z jego płuc z szybkością kosmiczną, anżgażuje się w różnorodne akcje, jak np rymoliryktando. Oprócz L.U.C-a, Jan Feat. kompozytor, performer, Rapsusklei- ambasador hiszpańskiego hip-hopu, PROMOE- Szwedzki muzyk na co dzień występujący w zespole Looptroop Rockers, łączy hip-hop i reggae. Oprócz tego goście: Adam Lepka, Bisz, , Joka, Hades, Grubson oraz Mela Koteluk. Projekt wielojęzyczny, transkulturowy, finalnie ma to być największy zespół świata :) Wspaniała idea, projekt, który łączy prostotę z nowoczesnością, stworzony trochę z przymrożeniem oka. 
Rolling Stones - Blue & Lonesome
Rolling Stones - Blue & Lonesome
   Nowa płyta legendarnej grypy Rolling Stones, to dzieło, na które z jednej strony wiele ludzi czekało z niecierpliwością, a dla wielu innych płyta była absolutnym zaskoczeniem.Ikona, legenda, muzyczni weterani, dinozaury muzyki rockowej, zespół Rolling Stones po ponad dekadzie wydał zupełnie nowy album, na którym wraca do swoich bluesowych korzeni. Płyta powstała dość spontanicznie i nagrana w zaledwie 3 dni. Na płycie znalazły się same klasyki bluesa, zagrane klasycznie. Blue & Lonesome teleportuje nas o conajmniej pół wieku wstecz. Szacunek dla Panów!
Wojtek Mazolewski Quintet - Polka Remixed
Wojtek Mazolewski Quintet - Polka Remixed
   Płyta Polka, kwintetu Wojtka Mazolewskiego stała się już dawno wydawnictwem kultowym dla polskiego jazzu. Od wydania Polki trochę już minęło, ale ta muzyka nie stoi w miejscu, ewoluuje, zmienia się, rozwija. Album Polka Remixed, to alternatywne wersje z kultowej Polki właśnie. Wojtek zaprosił do współpracy masę wspaniałych polskich artystów, m.in Justynę Święs, Hatti Vatti, Misię Furtak czy Wenę. Muzycznie Polka Remixed jest rozpięta pomiędzy elektroniką, hip-hopem, jazzem i szeroko pojętą alternatywą. Polka zyskała nowe wcielenie, oba oblicza tej płyty są niesamowite, polecam!
Riverside - Eye Of Soundscape
Riverside - Eye Of Soundscape
   W 2016 roku, zespołem Riverside wstrząsnęła tragiczna wiadomość o śmierci gitarzysty- Piotra Grudzińskiego. Przez moment wydawało się, że Riverside może nawet przestać istnieć...Po kilku miesiącach od śmierci Piotra, muzycy Riverside postanowili oddać koledze niejako hołd, wydając płytę, którą zaczęli nagrywać jeszcze za jego życia. O płycie pisałam: "Pomysł na płytę "Eye Of The Soundscape" zrodził się dawno temu, nagrania rozpoczęły się jeszcze za życia Piotra, dokończono ją jednak już po śmierci muzyka. Eye Of The Soundscape z pewnością jest inna, niż wszystkie dotychczasowe albumy Riverside. Oprócz utworów, które były już wcześniej publikowane jako dodatki do wersji rozszerzonych płyt, na wydawnictwie znalazły się również 4 zupełnie nowe kawałki, nagrane jeszcze z Piotrem Grudzińskim. Muzyka na płytach utrzymana jest w sennym klimacie ambientu, progresywnej elektroniki i meandrujących w tym wszystkim charakterystycznych gitarach. Teraz jednak, Chłopaki z Riverside postanowili wydać płytę w całości przepełnioną właśnie takimi brzmieniami, zdecydowanie spokojniejszymi, odchodząc na chwilę od rocka progresywnego, stylu jednoznacznie kojarzonym z ich twórczością. Nowa płyta to piękne melodie, przestrzeń, ambient i trans, a jakie będą następne, czas pokaże". Od momentu wydania Eye Of Soundscape ta muzyka towarzyszy mi często, uspokaja mnie, wprowadza w inny świat, może w takim świecie jest teraz Piotr Grudzińśki, kto wie...
                               O.S.T.R - Życie po Śmierci
   Ostatnie dziecko rapera O.S.T.R-a - Życie po Śmierci, to najbardziej poruszający, szczery i osobisty album, jaki w życiu słyszałam. Ciężko tak to nazwać, ale podstawą i zaczątkiem do powstania tego krążka były naprawdę ciężkie problemy zdrowotne. Na płycie Ostry opowiedział o tym trudnym dla siebie czasie, o chorobie, która postawiła go na skraju pomiędzy życiem a śmiercią. Płyta podzielona jest na 4 rozdziały, każdy opowiada o pewnym etapie, o czasie przed odkryciem choroby, o pobycie w szpitalu i czasie tuż po, kiedy Ostry niejako zaczął wszystko od nowa. Piękna, szczera i oszczędna w wyrazie płyta, Ostremu życzę zdrowia i czekam na następny krążek ;)
Rebeka - Davos
Rebeka - Davos
   Rebeka to dwoje ludzi, Iwona Skwarek-klawiszowiec, wokalistka i gitarzystka oraz Bartosz Szczęsny- klawiszowiec i gitarzysta. Ten skromny duet wydał w ubiegłym roku swój drugi studyjny album zatytułowany Davos. Rebeka tworzy melodyjny, taneczny electro-pop, a na Davos odnajdziemy zarówno te nieco bardziej melancholijne jak i bardziej energetyczne oblicze elektroniki. W tej muzyczne głębi, pięknie brzmi wokal Iwony, charyzmatyczny i hipnotyzujący. Pierwszy raz duet Rebeka nagrał piosenkę po polsku, utwór Białe Kwiaty to mój ulubiony kawałek na płycie. Rebeka to jeden z moich faworytów polskiej sceny elektronicznej, a płytą Davos potwierdzili, że ich studyjny debiut- rewelacyjna Hellada to nie był przypadek. Trzymam za nich mocno kciuki!

Hey - Błysk
Hey - Błysk
   Absolutna ikona muzyki rockowej w Polsce, zespół Hey wydał w 2016 roku album Błysk, no i się zaczęło."Muzycznie to prawdziwa energetyczna bomba z mnóstwem tak uwielbianej przeze mnie elektroniki, z kolei teksty- nie zawsze optymistyczne, takie bardzo w stylu Hey. Takie to wszystko bardzo przewrotne", pisałam, kiedy płyta wyszłaBłysk jest bardzo "nowoczesny", bardzo szybki, melodyjny, mało tutaj melancholijnego, balladowego Hey, jak za starych czasów. Wciąż są jednak teksty Kasi Nosowskiej, mocne i trafne jak żyleta, muzyka przyspieszyła, ewoluowała. Błysk to chwila, moment, coś intensywnego, taka jest właśnie ta płyta.
Joe Bonamassa - Blues Of Desperation
Joe Bonamassa - Blues Of Desperation
   W 2016 roku wielkie wrażenie wywarła na mnie również nowa płyta studyjna Joego Bonamassy. Blues Of Desperation, 12 studyjny krążek czołowego współczesnego amerykańskiego gitarzysty blues-rockowego. O płycie pisałam: "Cała płyta to taka sinusoida energetyczna właśnie. Dzięki takiej różnorodności, różnym tempom, mnogością wspaniałych muzyków i szerokim wachlarzem instrumentów płyta się nie nudzi. Mamy na płycie piękny blues, mamy też fragmenty soczystego rock'rolla a pod koniec nawet trochę jazzu. Płyta jest wspaniałą mozaiką wokalno-dźwiękową, Bonamassa śpiewa o podróży, drodze czy samotności.Ta płyta odsłania przed nami kilka oblicz Bonamassy- od melancholijnego bluesmena po zwariowanego rockn'rollowca".
Więcej o płycie pisałam tutaj---> recenzja Joe Bonamassa - Blues Of Desperation 
Nik Bartsch & Ronin - Continuum
Nik Bartsch & Ronin - Continuum
   Jeśli chodzi o muzyczne odkrycia, to Nik Bartsch & Ronin jest moim absolutnym odkryciem roku 2016. Kilka akapitów wcześniej wspomniałam, że zespół Nik Bartsch & Ronin po raz pierwszy w życiu usłyszałam na ubiegłorocznym festiwalu Jazz Nad Odrą. Wykupiłam bilety na wszystkie koncerty, czasami w ciemno, nie znałam nawet wykonawców, postanowiłam, żeby to muzyka sama wybrała mnie. Nieświadoma czekałam na koncert Nika Bartscha i chłopaków, wyszli, zaczęli grać, a mnie zatkało...Nie potrafię tego wytłumaczyć, ale muzyka na  żywo czasami wywołuje u mnie coś na kształt mistycznego przeżycia. I tak było podczas tamtego koncertu. Nik Bartsch & Ronin, zagrali wtedy materiał z płyty, która zaledwie kilka dni wcześniej miała premierę- Continuum (miałam naprawdę farta). " Ich muzyka była dla mnie jak porażenie piorunem, osadzona w jazzie ale bardziej jest to muzyka eksperymentalna, fusion, a nawet elektronika. W pamięci wciąż mam powtarzające się frazy fortepianu i grad klarnetu basowego, do tego muzyka była zsynchronizowana ze wspaniałymi efektami świetlnymi. Naprawdę szok." . Tamte słowa pisałam tuż po, pod wpływem naprawdę wielkich emocji, ale nie chcę nic dodawać czy coś zmieniać. 
Łąki Łan - Syntonia
Łąki Łan - Syntonia
   Naprawdę nie ściemniam, ale od momentu, kiedy Syntonia ujrzała światło dzienne, nie ma dnia, kiedy bym jej nie słuchała. Chociaż kawałeczek, odrobinkę, taka mała pastylka szczęścia :) Łąki Łan, kolorowy konglomerat, cudownie optymistyczny, zwariowany, roztańczony, najwspanialszy zespół w Polsce <3 Syntonię tworzy 9 utworów, singlem promującym jest utwór "Pola Ar", który raz zasłyszany wpada w ucho i do serca na zawsze. Brzmienie Łąkowców to przede wszystkim gitary, klawisze, perkusja i wokal. Zapoczątkowane na poprzedniej płycie- Armandzie, mocne nasycenie energetyczną elektroniką, trwa na Syntonii. Najnowsze dziecko Łąkowców jest jednak inne niż wszystkie inne płyty, ma momenty spokojniejsze, transowe, hipnotyzujące wręcz, przeplecione prawdziwymi energetycznymi bombami. Płyta jest multibrzmieniowa, porywająca, uwodzicielska, tajemnicza, a zarazem roztańczona i porażająca optymizmem.  To płyta, którą ciężko raz przesłuchać i o niej zapomnieć, Drodzy słuchacze, słuchanie Syntonii wywołuje eksplozję endorfin i szeroki uśmiech na twarzy, produkt dostępny bez recepty, w każdym porządnym sklepie muzycznym w kraju...

Fisz Emade Tworzywo - Drony
Fisz Emade Tworzywo - Drony
   Genialni bracia Waglewscy zesłali nam w 2016 roku album Drony, który po rewelacyjnym poprzedniku, Mamucie z 2014 miały naprawdę wysoko zawieszoną poprzeczkę, Biegłam z Dronami do domu w dniu premiery niczym rakieta w kosmos. Zresztą Drony to właśnie taki muzyczny odlot w kosmos, totalny. 12 melodyjnych, różnorodnych utworów, jest powiew świeżej rockowej energii, disco, funky, cudowna elektronika, a nawet trip-hop. Drony to też wspaniałe teksty, trafne jak cholera, nie tylko o współczesnym cyfrowym maniactwie, komputerach, dronach latających nam nad głowami, ale też o samotności, miłości, bliskości, naszej tożsamości historycznej, kulturowej. W październiku pisałam o Dronach tak "Drony to piękna płyta, piękna opowieść. Perfekcyjna, kompletna, celna. Nasz świat, we wszystkich odcieniach. Niesamowicie dojrzała. Dobrze wiedzieć, że wciąż istnieją artyści, którzy wierzą w moc piosenki w jej tradycyjnej formie. Stylistycznie i muzycznie nie do sklasyfikowania, muzyka wyzwoliła się z łańcuchów jednego gatunku. Rok się jeszcze nie skończył, ale dla mnie już teraz jest to płyta roku". Tak faktycznie słuchałam tej płyty niezliczoną ilość razy, uwielbiam ją, bracia Fisz i Emade są nie do podrobienia, chapeau bas za Drony Panowie!
Pink Freud - Pink Freud Plays Autechre
Pink Freud - Pink Freud Plays Autechre
   Na koniec zostawiłam to co najlepsze, absolutny muzyczny creme de la creme paniwdredach roku 2016 ! Wydany w styczniu 2016, Pink Freud Plays Autechre to album, który wywraca do góry utarte ramy stylistyczne. Zespół, który gra punk-jazz(jeśli już tak bardzo musimy coś szufladkować), wziął na warsztat kompozycje ikony muzyki IDM- zespołu Autechre. I zrobili to tak, że przysłowiowe kapcie lecą. W styczniu ubiegłego roku napisałam: "Niejako kompozycje Autechre w wykonaniu Pink Freud wydają się dostępniejsze dla słuchacza, 'cieplejsze'. Oprócz instrumentów klasycznych, muzycy PF dobudowują również przestrzenie dźwiękowe za pomocą różnego rodzaju gadżetów elektronicznych, stosują np syntezator czy pogłos. To jednak instrumenty, na których grają na co dzień pełnią rolę pierwszoplanową. Co jest ciekawe to fakt, że płyta ta została nagrana na żywo. Podczas koncertu w Katowickiej Hipnozie, o którym wspominałam wcześniej. O fakcie, że płyta została nagrana na żywo dowiadujemy się dopiero pod jej koniec, kiedy słychać publiczność, w utworze Eggshell. Pomimo bardzo trudnego materiału, słuchając płyty ma się wrażenie, że muzycy czują się jak przysłowiowe ryby w wodzie.Ta płyta to coś zupełnie nowego w polskim jazzie. Przede wszystkim jest to muzyka inspirowana zespołem Autechre- grającym IDM ( Intelligent Dance Music ) oraz muzykę elektroniczną, a zagrana i brzmiąca jak przepiękny nowoczesny jazz. Muzycy Pink Freud pokazali po raz kolejny jakimi są muzykami- prawdziwymi wizjonerami, eksploratorami muzycznymi nie bojącymi się podejmować nowych, trudnych wyzwań. Tą płytą rzeczywiście pokazali, że muzyka nie ma ram i ograniczeń gatunkowych". Pink Freud plays Autechre to fuzja jazzu i elektroniki, wibrująca muzyka, hipnotyzująca, przyprawiająca o gęsią skórkę. To nie jest zwyczajna interpretacja utworów zespołu, który się podziwia, te utwory tworzą kolejny rozdział. Pink Freud złamał absolutnie wszystkie bariery i nie ma słów, żeby to wszystko opisać słowami, trzeba się w to wsłuchać, dać się porwać, iść na koncert, wtedy dopiero przeżyjemy naprawdę mistyczny kontakt z muzyką. Więcej o tej płycie---> recenzja Pink Freud - Pink Freud plays Autechre