piątek, 8 stycznia 2016

O początkach na początek- czyli jak to z tą muzyką u mnie było i jest

 Początki u mnie były bardzo niepozorne. Urodziłam się i wychowałam w Wałbrzychu. Jako dziecko nie przejawiałam jakichkolwiek zdolności muzycznych ani nie interesowałam się muzyką bardziej niż inni moi rówieśnicy. Jedynie co to od zawsze uwielbiałam słuchać muzyki godzinami, najlepiej na słuchawkach. Pamiętam, że mieliśmy w domu całkiem dobry jak na tamte czasy magnetofon na kasety oraz małą kolekcje kaset właśnie. Rodzice mieli podobno wcześniej gramofon ( bambino)ale tego nie pamiętam. Co tydzień w piątek mieliśmy w domu akcję sprzątanie/odkurzanie, doskonale pamiętam te piątki bo mama zawsze puszczała na cały regulator takie perełki jak Modern Talking czy Classix Nouveaux. Jeszcze później w piątki nasz dom rozbrzmiewał cudownym głosem Enyi, Nory Jones oraz panów z Buena Vista Social Club.
Pamiętam mój pierwszy walkman firmy panasonic. W radiu w tamtym czasie popularna była piosenka niemieckiego DJ-a Schillera – I feel you. Nagrałam ją na obu stronach kasety i słuchałam non stop. Później kupiłam sobie jego płytę: Schiller- Leben to pierwsza płyta CD jaką kupiłam. Ale wracając do kaset. W mojej kasetowej kolekcji było De Mono, Britney Spears czy też OMD. Jak widać wielka różnorodność. Chyba nigdy nie ograniczałam się do jednego gatunku muzycznego, w młodości słuchałam dużo muzyki elektronicznej, popu i trochę muzyki polskiej, jeszcze później trochę rocka. Bardzo powoli kasety zastępowane były płytami CD, stąd też walkmany zastępowane były discmanami- przenośnymi odtwarzaczami płyt CD. Swój pierwszy dostałam na gwiazdkę, dokładnie kiedy nie pamiętam.
Zaczęło się słuchanie płyt CD. Wspomniany już wcześniej Schiller to moja pierwsza 'oryginalna' płyta, zakupiona w Wałbrzyskim empiku, oryginalna bo z hologramem zaiksu, z książeczką, a przede wszystkim muzyka znajdująca się na krążku była wykonywana faktycznie przez wykonawce wskazanego na okładce płyty. Niby oczywiste, a jednak nie zawsze. W sklepach ( szczególnie w tzw supermarketach ) lub też na targowiskach, można było kupić Cdki takich wykonawców jak Madonna, Metallica itd. za 4,99 czy też 9,99. Parokrotnie dałam się na to nabrać, jakie było zaskoczenie w domu kiedy okazywało się że płytę Madonny nie śpiewa wcale wspomniana Madonna a np. 'The Singers', którzy wykonują utwory z repertuaru Madonny ( oczywiście to było napisane na płycie ale bardzo małymi literami, gdzieś tam w rogu). A więc tylko porządne sklepy muzyczne i płyty oryginalne. Niestety jako że wtedy moim jedynym źródłem dochodu było kieszonkowe od rodziców nie stać mnie było na zbyt częsty zakup płyty oryginalnej. Kwitło wtedy piractwo i niechlubnie muszę się przyznać, że ja również z niego korzystałam. Dla mnie wtedy była to praktycznie jedyna oprócz radia możliwość posłuchania ulubionego wykonawcy. Oczywiście dzisiaj też czasami coś 'ściągam' ale również bardzo dużo kupuję. Moje potrzeby muzyczne są na tyle wysokie, że musiałabym zarabiać krocie, żeby móc kupić wszystkie płyty, które chciałabym posłuchać (mam nadzieję że w przyszłości to się zmieni ;) ). W gimnazjum ( tak tak jestem z tych, którzy do gimnazjum chodzili) dostałam pierwszą MP4-rkę ( nie MP3 a MP4- odtwarzacz muzyki z malutkim ekranikiem umożliwiającym oglądanie wgranych wcześniej teledysków czy zdjęć), chodziłam z tym maleństwem wszędzie. Trzeba tez stwierdzić,że od zawsze uwielbiałam gadżety- zwłaszcza te muzyczne.
   Co do fascynacji muzycznych. Po Schilerze przyszła kolej na uwaga uwaga Piotra Rubika :) tak tak, miałam kilka jego płyt i śmiało można stwierdzić, że chyba się w nim podkochiwałam. Swego czasu wymusiłam nawet na moich rodzicach wyjazd na jego koncert, zdaje się że grał wtedy na rynku w Jeleniej Górze ( nie jestem jednak pewna czy to było na pewno tam- ale to nieważne). Po Rubiku słuchałam znowu bardzo dużo muzyki elektronicznej, często było to już nawet chyba techno. Tacy wykonawcy jak ATB czy Scooter... O ile do niektórych wracam do dziś, to o niektórych wolałabym zapomnieć ;) Bardzo poważna fascynacja muzyczna, która trwa zresztą do dziś zaczęła się w liceum, na przełomie pierwszej i drugiej klasy - było to U2. Chłonęłam ich muzykę jak gąbka, podobały mi się wszystkie ich płyty, na plecaku nosiłam naszywki z symbolem U2, a na co dzień koszulki z ich wizerunkiem. Byłam na dwóch ich koncertach, pierwszy w Chorzowie- 06.08.2009, gdzie publiczność na stadionie utworzyła biało-czerwoną flagę podczas utworu 'New Years Day'- zainspirowanym polską Solidarnością. Drugi koncert w niemieckim Hannoverze- 12.08.2010- byłam pod samą sceną !. Od tej pory czekam na kolejny ich koncert w Polsce, kto wie może nawet na stadionie we Wrocławiu :)
   Wyprowadziłam się z Wałbrzycha do Wrocławia, poszłam na studia, poszłam do pierwszej pracy (parszywej zresztą - w McDonaldzie). I zaczęłam jeszcze więcej słuchać muzyki- miałam nieograniczone możliwości. Tak naprawdę jednak z chwilą, kiedy zaczęłam pracę w empiku, machina ruszyła na całego. Od samego początku byłam na dziale z płytami, codzienne nowości muzyczne, setki płyt i dziesiątki ludzi z pytaniami muzycznymi. Na początku nie było łatwo, przecież nie można się znać na wszystkim i znać każdej płyty/wykonawcy, a ludzie potrafili zadawać naprawdę trudne pytania ... Nie lubię nie wiedzieć, więc zaczęłam drążyć, sprawdzać i słuchać... dosłownie wszystkiego co mi wpadło w ręce. Robiłam to po to, żeby wiedzieć i nie dać się czymś zaskoczyć. Co prawda ludzie potrafią mnie zadziwiać nadal ale teraz jestem im za to wdzięczna. Dzięki temu poznaję nowe rzeczy i muzykę, która być może przeszłaby mi koło nosa.
Kiedy pracuje się w sklepie z płytami nie ma siły, żeby ich nie kupować. Po prostu, promocje, oferty specjalne, a to bym posłuchała, tę płytę bym chciała... i w ten sposób zaczęłam płyty zbierać. Czasami bywało tak, że w połowie miesiąca okazywało się że na jedzenie prawie nic nie zostawało ale co tam, jadłam cokolwiek, a z płyt już się cieszyłam :)
O mojej miłości do płyt winylowych. Zaczęło się od tego,że dosyć niespodziewanie dostałam gramofon, było to na początku studiów. Gramofon nie jakiś wypasiony, zwyczajny- była to Unitra model o nazwie 'Artur'. Dla mnie jednak był to sprzęt wręcz zaczarowany, nie mogłam się doczekać, kiedy odtworzę na nim pierwszego winyla. Kupiłam więc sobie analogową wersję 'Joshua Tree' U2 no i się zakochałam- bez reszty. Sama konieczność traktowania płyt winylowych, delikatnego obchodzenia się z nimi. Trzeba uważać żeby płyty nie porysować, nie wygiąć- wszystkie ewentualne uszczerbki słychać później podczas odtwarzania. No i samo odtwarzanie, uwielbiam wpatrywać się w gramofon, patrzeć jak igła wędruje po płycie, te trzaski... ech o winylach na pewno napiszę więcej kiedy indziej, po prostu dużo by pisać. W każdym razie mój Artur służył mi wiernie około dwóch lat, po tym czasie odmówił mi ostatecznie posłuszeństwa- spalił się silnik, chyba go po prostu mówiąc kolokwialnie 'zajechałam'. Obecnie używam gramofonu Dual 506, kocham go ponad życie- oby żył jak najdłużej. Zaczęło się zbieractwo winyli, obecnie mam ich około 150 i konsekwentnie poszerzam moją małą kolekcje.
   Kilka słów o jazzie. Pamiętam, że kiedyś przypadkowo z czystej ciekawości kupiłam płytę 'Kaczmarek by Możdżer'- płyta będąca podsumowaniem współpracy genialnego kompozytora muzyki filmowej Jana Kaczmarka z najlepszym ( moim zdaniem ) polskim pianistą jazzowym Leszkiem Możdżerem. Wprawdzie płyta z muzyką filmową ale dzięki niej sięgnęłam po płytę 'The Time' nagraną przez trio Możdżer/Danielsson/Fresco. Po pierwszym odsłuchu, zwaliło mnie z nóg, dosłownie... Byłam w szoku. Słuchałam, słuchałam i słuchałam, bez przerwy. Tak prawdziwej muzyki nie słyszałam jeszcze nigdy wcześniej. Po tej płycie były inne Możdżera ale też zaczęłam sięgać po płyty jazzowe innych wykonawców. Nagle okazało się że to to, że ta muzyka jest moja- ta, która przemawia do mnie najbardziej. Później zaczęły się koncerty jazzowe i wkroczyłam w magiczny świat, niczym Alicja w Krainie Czarów. Koncerty jazzowe lubię najbardziej, sama radocha, emocje wylewają się na nich wartkim strumieniem. Pod wpływem jazzu, zafascynowałam się saksofonem. Dokładniej rzecz biorąc pod wpływem koncertów Candy Dulfer, które oglądałam na kanale youtube. Podobało mi się brzmienie saksofonu, sposób grania, wszystko mnie w tym instrumencie fascynowało, te wszystkie przyciski, klapki, guziki... I te solówki na saksofonie... A poza tym uznałam, że saksofon to niezwykle seksowny instrument, zarówno dla kobiety jak i mężczyzny. No i postanowiłam, że kiedyś spróbuję, a co... Od zawsze czułam delikatną frustrację, że nie potrafię grać na żadnym instrumencie, owszem w przeszłości próbowałam, na gitarze, na keybordzie, na bębnach afrykańskich, ale były to krótkie epizody zakończone niepowodzeniem. Podobno zdolności muzyczne ma się w sobie albo nie. W mojej rodzinie nikt nie muzykuje ani nie zajmuje się muzyką. Wyjątek stanowi mój tato, który miał epizod ze szkołą muzyczną, do której uczęszczał 1,5 roku, uczył się grac na perkusji- zrezygnował, niestety... Postanowiłam podjąć wyzwanie- jak na razie nie można mówić o spektakularnym sukcesie ale też nie można powiedzieć, że jest najgorzej. Żeby zarobić na saksofon zatrudniłam się w drugiej pracy ma 0,5 etatu, w sumie przez 2 miesiące pracowałam ma 1,5 etatu. Było ciężko ale pieniądze na saksofon miałam. Kupiłam go dosyć szybko, kompletnie się na tym nie znając. Od człowieka, który chciał się tak jak ja nauczyć ale nie wyszło, postanowił więc go sprzedać. Więc się uczę ale opowiem o tym więcej innym razem. Zaczyna się z tej historii robić przydługi tasiemiec więc powiem tylko tyle, że fascynacja muzyką ciągle u mnie rośnie. Apetyt rośnie w miarę jedzenia. Dlatego postanowiłam o muzyce pisać, najlepiej jak tylko potrafię, od serca. Nowości płytowe, recenzje, relacje z koncertów oraz inne muzyczne historie- to wszystko już wkrótce :) Serdecznie was zapraszam...


Brak komentarzy:

Prześlij komentarz