sobota, 23 stycznia 2016

Ostatnie koncerty: Krzysztof Lenczowski oraz Bethel. Czyli dwa żywioły i mnóstwo dobrej muzyki !

   Byłam ostatnio na dwóch ciekawych koncertach. Tydzień temu, 15 stycznia na koncercie Krzysztofa Lenczowskiego, promującego swój autorski projekt 'Internal Melody'. Wczoraj z kolei na IX urodzinach zespołu Bethel :) Jak widać nie ograniczam się gatunkowo. Czytałam ostatnio bardzo ciekawy wywiad z Wojtkiem Mazolewskim. Pan Mazolewski uważa, że nie ma różnych gatunków muzycznych/stylów, istnieją jedynie różne wrażliwości muzyczne. Wrażliwość muzyczna przekłada się na muzykę, którą tworzą muzycy. Zgadzam się z tym w 100%, jedynie co mogę powiedzieć to to, ze ubraliśmy muzykę w określone muzyczne ramy gatunkowe chyba jedynie z lenistwa i dla własnej wygody. Łatwiej jest stworzyć gatunki muzyczne i wybierać później muzykę pod nasze gusta. Kilka słów o ostatnich muzycznych wojażach.

   Krzysztof Lenczowski zaprezentował swój autorski projekt 'Internal Melody' we wrocławskim klubie Vertigo. Wystąpili z nim muzycy: Grzech Piotrowski na saksofonie tenorowym, Kajetan Galas na organach Hammonda oraz Tomasz Waldowski na perkusji. Lenczowski najbardziej znany jest ze swojej macierzystej formacji Atom String Quartet, gdzie gra na wiolonczeli. Jego 'Internal Melody' została wydana we wrześniu 2015 roku. Bardzo ciekawy projekt muzyczny, najbardziej ciekawy jest fakt, że Lenczowski- wiolonczelista jest tutaj liderem. Niezwykle rzadko zdarza się żeby w zespole jazzowym  rolę wiodącego instrumentu pełniła wiolonczela. A tutaj proszę, wiolonczela w pełnej krasie odsłoniła przede mną pełnię swoich możliwości. Wiolonczela kojarzyła mi się zawsze z instrumentem delikatnym, wiotkim i miałam określone, wyrobione już wyobrażenie o tym jakie dźwięki wydobywa ten instrument. Przeżyłam pełne zaskoczenie, zdecydowanie pozytywne i całe spektrum nowych wiolonczelowych doznań. Do tego u boku Krzysztofa Lenczowskiego zagrał jeden z moich ulubionych polskich saksofonistów- sympatyczny Grzech Piotrowski- na saksofonie tenorowym. Grzech  gra bardzo energicznie, emocjonalnie, wydobywał ze swojego tenora przepiękne głębokie dżwięki ( <3 ! ). Ostatnio wydał świetną płytę ze swoją World Orchestra- projekt łączący jazz z muzyką świata.

klub był wypełniony po brzegi...
okładka płyty Internal Melody
  Koncert był podzielony na dwie części, muzycy zagrali głównie materiał z nowej płyty oraz kompozycję Atom String Quartet- Winter Song i jeden utwór autorski Grzecha Piotrowskiego ( tytułu niestety nie pamiętam ). Kiedy panowie grali miałam wrażenie, że nikt nie stoi z boku, każdy grał z taką samą intensywnością i zaangażowaniem. Z oczywistych względów wyraźnie wyróżniała się wiolonczela. Dużo było saksofonu, który brzmiał dziko i bardzo ekspresyjnie. Smaczku dodawały delikatne podrygi organów Hammonda. Perkusista to zwalniał to przyśpieszał, idealnie odczytywał zamysł lidera. Popisał się również pod koniec efektowną solówką. Bardzo udany koncert, sygnowany już szyldem Europejskiej Stolicy Kultury. Klub pękał w szwach, ludzie przybyli posłuchać jazzu tak licznie, że niektórzy musieli siedzieć na podłodze. Ale raczej im to nie przeszkadzało. Cieszy mnie taka duża popularność takich wydarzeń, fajnie jest przeżywać muzykę wspólnie. Polecam posłuchać płytę. Zawiera 7 utworów, które utrzymane są w europejskiej jazzowej stylistyce okraszone bardzo nowoczesnym brzmieniem.W utworach słychać same instrumenty, bez zbędnych elektronicznych zabawek czy gadżetów, pomimo to momentami muzyka zbliża się wręcz do muzyki elektronicznej. Mój faworyt na płycie to utwór Night Driver- bardzo szybki, brzmiący mocno elektronicznie zaprawiony nutą folkową. Na żywo brzmiał fantastycznie ! Drugi faworyt to przepiękna hipnotyzująca ballada- Largo, wykonanie na żywo mnie absolutnie zaczarowało. Ciekawy projekt, który odkryłam w zasadzie na 2 dni przed koncertem. Chciałam iść posłuchać jazzu na żywo, zobaczyłam w rozkładówce Vertigo Krzysztofa Lenczowskiego- nazwisko brzmiało znajomo. Muzykę 'Atomów' znam i uwielbiam. Nie wiedziałam, że nagrał autorską płytę, Pozytywne zaskoczenie. Gorąco polecam płytę, możecie ją kupić np tutaj.


   Wczoraj z kolei postanowiłam pobawić się przy dźwiękach rodem ze słonecznej Jamajki. Każdy kto mnie zna wie, ze lubię reggae ale nie przesadnie. Mam kilka ulubionych wykonawców i płyt. Od czasu do czasu lubię posłuchać reggae na żywo. Nadarzyła się wyśmienita okazja, kolejne już urodziny zespołu Bethel, dokładniej 9-te urodziny. Rok temu również na ich urodzinach bawiłam się wyśmienicie, więc zrobiłam sobie powtórkę z rozrywki. Impreza odbywała się w klubie Alibi. Zanim na scenie pojawił się Bethel, zagrało kilka innych zespołów. Atmosfera była coraz wspaniała, wszyscy 'bujali' się w rytm słonecznej muzyki. Wokaliści, zazwyczaj z pięknymi dredami ;) śpiewali natchnieni niczym kopie Boba Marleya. Dużo ciekawych instrumentów, głównie dętych, trąbek czy puzonów, ale też pojawiły się skrzypce. Po 21 na scenę wkroczył Bethel. Zagrali swoje największe przeboje, sprawdzone hity: Dobrze że jesteś, We wanna fight czy Jedna miłość i wiele innych. Wszyscy śpiewali razem z Grzegorzem Wlaźlakiem przepiękne teksty o miłości, pokoju i Babilonie :) Dzisiaj mam zdarte gardło, tak było :) Bethel dał wszystkim potężny zastrzyk pozytywnej energii i dużo dużo świetnej muzyki. Grali prawie 3 godziny, dali z siebie wszystko. Za rok napewno wybiorę się na X urodziny :)

impreza jak widać zdecydowanie udana !

   Dwa wieczory, dwa koncerty, z zupełnie inną muzyką. Dużo dobrych dźwięków i mnóstwo emocji. Cała masa pozytywnie zakręconych muzycznie ludzi. Dorzucam kilka zdjęć, przepraszam za jakość, robione telefonem.

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz